sobota, 26 lipca 2008

Z notatnika Chrisa: Prawie jak Indiana Jones

W ostatnich dniach wszyscy troje odpieraliśmy ataki egipskich bakterii na nasze gardła, które bardzo dały się nam we znaki. Z pomocą odpowiednich leków przechyliliśmy szalę zwycięstwa na naszą stronę i stwierdziliśmy, że musimy w końcu wyrwać się z domu na jakąś wyprawę. Wybór padł na piramidę w Maidum oddaloną o około 70 km na południe od Kairu. Jest to jedno z ciekawszych miejsc, w którym można zobaczyć starożytne atrakcje bez towarzystwa innych turystów. Droga do Maidum wiodła wśród pustynnych wzgórz porozrzucanych na morzu piasku i kamieni, ale w końcu zza jednego z nich wyłonił się cel naszej wyprawy. Piramida ma bardzo dobrze zachowany rdzeń i posiada ściany zewnętrzne zachowane do 1/3 wysokości. Przejechaliśmy przez punkt kontrolny, na którym wypytano o wszystkie okoliczności naszego pobytu w Egipcie, a następnie zaparkowaliśmy samochód na ogromnej przestrzeni służącej za parking. Okazało się jednak, że samochód stoi w złym miejscu, poproszono nas więc o przepakowanie o 10 metrów bliżej budki z biletami – na tak ogromnej przestrzeni wydawać by się mogło, że każde miejsce na zaparkowanie jest dobre, jednak tutejsi strażnicy mieli widocznie własne zasady parkowania.



Mały turysta Wojtek od razu ruszył w stronę piramidy, ponieważ już kilka dni wcześniej powiedzieliśmy mu, że można do niej wejść. Nie przeszkadzała mu wspinaczka w pełnym słońcu do wejścia w głąb budowli. Z taką samą ochotą schodził tunelem do podnóża piramidy. Dalej jeszcze trzeba było pokonać trzy strome drabiny i w końcu znaleźliśmy się w komnacie grobowej. Przy wejściu do tej komnaty znajdowała się jeszcze dodatkowa krypta, do której podróżnik Wojtek ochoczo zaglądał z użyciem specjalnie zabranej latarki. Z wielką powagą i przejęciem wyszeptał „Tu leżała mumia!!!”. Widać, że był pod wrażeniem.


Poszukiwacze mumii

Po wyjściu z piramidy czekała nas jeszcze kolejna atrakcja – wizyta w sąsiedniej mastabie. Wojtek nie mógł się już doczekać, ponieważ wiedział, że wejście tu będzie prawdziwą przygodą. Aby dostać się do komory grobowej, należy na początek pokonać bardzo niski i wąski korytarz (nawet Wojtek musiał się schylać), na którego końcu jest niewielki otwór w podłodze. Tutaj Wojtka przejął nasz przewodnik, a my za nim przecisnęliśmy się przez otwór i zeszliśmy w dół po drabinie. Dalej było znów kilka metrów korytarza zakończonego wąskim otworem, przez który trzeba było się przeczołgać. Wcale nie było łatwo! Wojtkowi przejście przez korytarze sprawiło taką frajdę, że zapytał czy możemy jeszcze raz wyjść, a potem wejść do grobowca. Następnie stwierdził, że szkoda iż nie zabrał tu swoich zabawek, bo to takie dobre miejsce do zabawy – zapewnie chodziło o zabawę w egipskie przygody Scooby-Doo. Przy wychodzeniu znów przeciskaliśmy się przez wąskie przejścia, wspinaliśmy się po stromych drabinach, a na koniec „kaczym” chodem doczłapaliśmy do wyjścia. Przygoda była udana i z pewnością za jakiś czas tu powrócimy.

0 komentarze: