niedziela, 31 sierpnia 2008

W oczekiwaniu na początek Ramadanu

Nigdy nie wiadomo, kiedy dokładnie rozpocznie się Ramadan. Oczywiście wszyscy znają przybliżony termin, ale ostateczną decyzję podejmuje Rada Mędrców na podstawie obserwacji księżyca (rok islamski jest rokiem księżycowym w przeciwieństwie do roku słonecznego, na którym oparty jest nasz kalendarz). Wczoraj odbyła się procesja do najważniejszego w Kairze Meczetu Husseina, po której została podjęta decyzja, że dziś jest ostatni dzień miesiąca Shaban, a jutro rozpoczyna się święty miesiąc Ramadan. Tak więc od jutra przez najbliższy miesiąc będziemy oglądać odmienione oblicze Kairu ...


Wczorajsza procesja pod meczetem Husseina na Khan al Khalili

* * *
Zobacz także:
Wszystkie posty związane z Ramadanem

czwartek, 28 sierpnia 2008

Targ wielbłądów w Birkasz

Największy w Egipcie targ wielbłądów znajduje się w Birkash, 35 km od Kairu. Wydawać by się mogło, że to niedaleko, ale podróż tam ciągnęła się w nieskończoność. Jechaliśmy wąską drogą, na której w regularnych odstępach znajdowały się progi spowalniające (tak jakby można było na takiej drodze rozwinąć przynajmniej prędkość ponaddźwiękową). Droga prowadzi przez tereny zabudowane i standardem jest, że autobusy nie mają tutaj przystanków tylko zatrzymują się na samym środku drogi nie zważając na trąbiących na nich, zniecierpliwionych blokowaniem drogi kierowców. Po drodze mijaliśmy wozy ciągnięte przez osły, z których niektóre potrafiły odmówić współpracy. Mnie najbardziej bawi widok tutejszych mieszkańców jadących dość szybko na osłach, którym w czasie jazdy bezwładnie podskakują nogi (mieszkańcom, nie osłom oczywiście :)). To naprawdę zabawny widok, ale podróż zajęła nam blisko półtorej godziny!*

Targ wielbłądów




Targ wielbłądów robi wrażenie – wielbłądów są tysiące i wydaje się, że stada ciągną się aż po horyzont (więcej). Nie doszliśmy do końca targu ze względu na Wojtka, który był przy nich jak mała kruszynka. Musieliśmy mieć oczy dookoła głowy, ponieważ co jakiś czas któryś z wielbłądów nagle zaczynał biec w dowolnym, sobie tylko znanym kierunku i trzeba było uważać, aby nas nie stratował. W Birkash są głównie wielbłąby z Sudanu i Somalii, a te ostatnie są tak dorodne, że i u nas budziły respekt. Mały turysta Wojtek zapoznawał się ze swoim młodszym kolegą ... wielbłądem. Nowy kolega, choć młodszy i żarty były mu w głowie, bo zaczął podgryzać Chrisa buty, był ze dwa razy większy od Wojtka

Sprzedawcy wielbłądów
Naszą ciekawość wzbudziło dziwne widowisko: liczna grupa mężczyzn otaczających kręgiem jednego wielbłąda, z których część okładała go kijami pokrzykując lub wręcz wyśpiewując dźwięki przypominające mantrę. Okazało się, że w ten sposób licytowane są wielbłady „pod nóż”. Jeżeli po kolejnych uderzeniach na ciele zwierzęcia nie pojawiają się ślady i nadal jest on w dobrej kondycji, jego cena rośnie. Z tyłu grupy bowiem cały czas odbywa się licytacja.

Licytacja




Targ czynny jest w piątkowe poranki, a większość transakcji zawierana jest przed godziną 11.00. Zanim wielbłąd lub całe stado zostanie kupiony jest dokładnie oglądany oraz uderzany kijem dla sprawdzenia, czy jest odpowiednio silny. My także mogliśmy kupić sobie jednego za około 7 tys. egipskich funtów (około 3 tys. zlotych), ale Wojtek ostro protestował:
- Ale on będzie brudził w ogrodzie i trzeba będzie sprzątać!
- Nie miałbym gdzie grać w piłę z tatą i byłyby różne kłopoty ...
Tym razem wróciliśmy z pustymi rękami.

* Teraz do targu wielbładów w Birkash można dojechać skrótem zjeżdżając z Alex Road w prawo przed Smart Village. Zajmuje to istotnie mniej czasu, niż jeszcze kilka lat temu, ale nie ma też tylu przygód po drodze.

* * *
Zobacz także:
Wielbłądy po horyzont - galeria zdjęć
Egipskie osły
Rydwany i osły
 

środa, 27 sierpnia 2008

Z notatnika Chrisa: Względy bezpieczeństwa

Mam wrażenie, że w Algierze niemal wszyscy mają obsesję „względów bezpieczeństwa”. Rozumiem, że w Algierii nie jest najbezpieczniej i terroryści szukają wszelkich sposobów na to, aby wywołać zamęt i przejąć władzę, ale czasami w ten sposób tłumaczy się nawet błahostki.

Wczoraj miałem chwilę na spacer po mieście i zrobienie kilku zdjęć. Zacząłem od Meczetu Keczua (na zdjęciu obok). Świątynia ta została wybudowana jako meczet, ale po przejęciu władzy przez Francuzów przemianowano ją na kościół, a po odzyskaniu niepodległości przez Algierię powróciła do roli meczetu. Robiąc zdjęcia miałem dziwne wrażenie, że jestem jedynym turystą, który przebywa w centrum Algieru, ponieważ wszyscy przyglądali mi się jakbym był z zupełnie innej planety, a poza mną nikt inny nie zwiedzał tej części miasta. Po chwili zaczepił mnie pewien człowiek pytając, czy mam pozwolenie na fotografowanie. Zbyłem go milczeniem, ale przed fotografowaniem Wielkiego Meczetu, dla świętego spokoju uzyskałem zgodę stojących tam policjantów.

Zachęcony pierwszą zgodą przedstawicieli władzy poszedłem zwiedzać dalej. Tym razem przystań rybacką, i znajdującą się za nią latarnię morską. I tu kolejna niespodzianka. Stojący nieopodal policjant (w Algierze policjanci stoją niemal wszędzie) natychmiast podszedł do mnie i poprosił o pokazanie zrobionych zdjęć. Okazało się, że mogę zachować wszystkie poza zdjęciami latarni morskiej, która jest obiektem strategicznym. Musiałem, więc w jego obecności wykasować zdjęcia latarni. Nie wiem, jaki jest pożytek z zakazu fotografowania obiektów, które można doskonale obejrzeć z satelity, ale nie takie dziwactwa ludzie potrafią wymyślać.

Przed wizytą w kolejnym meczecie zapytałem odźwiernego, czy mogę wejść. Kiedy ten przytaknął zdjąłem buty i wszedłem do środka. Większość znajdujących się tu mężczyzn spała, ale ci, którzy nie spali najwyraźniej nie byli szczęśliwi widząc mnie w tym miejscu. Nie zabawiłem tam długo i dla świętego spokoju wyszedłem.

Kolejna przygoda przytrafiła mi się dziś o poranku. Hotel, w którym mieszkam znajduje się nie dalej niż 100 metrów od morza, a że morze szumi wspaniale, więc chciałem się wybrać na spacer po plaży. Ale niestety – z hotelu nie da się przejść na plażę. W recepcji dowiedziałem się, że wyjścia są zamknięte, a na plażę lepiej nie chodzić, nawet długą i okrężną drogą, ze względów bezpieczeństwa. No z tym to już przesadzili – plaża jest zaraz za oknami hotelu, widać ją jak na dłoni i z tego, co widzę to nie biegają po niej terroryści, ale czasami spacerują zwykli ludzie. Widocznie, jak komuś nie chce się czegoś zrobić to zawsze może się wytłumaczyć, że musi tak być ze względów bezpieczeństwa.

wtorek, 26 sierpnia 2008

Z notatnika Chrisa: W stronę zachodzącego słońca

Tym razem zawędrowałem na zachód od Egiptu, do Algierii. W porównaniu z Sudanem nie było niespodzianek na lotnisku kairskim ani algierskim. Zwykły lot z przewagą Egipcjan i Algierczyków, choć na uwagę zasługiwała tez grupa Chińczyków. Byli to najwyraźniej robotnicy wracający z urlopu do pracy w Algierii. W przeciwieństwie do spotkanej kilka miesięcy temu w Mediolanie, grupy polskich robotników udających się na urlop do Polski, Chińczycy zachowywali się niezwykle spokojnie. Nie było głośnych rozmów, woni alkoholu rozchodzącej się wokół – ot, zwykli ludzie.

Algier leży na podobnej szerokości geograficznej, co włoska Sycylia i klimat jest tutaj bardziej podobny do tego, jaki znamy z Hiszpanii lub południowych Włoch. Miasto położone jest na nadmorskich wzgórzach, jest wiele zieleni, pośród której wybudowano kilkupiętrowe kamienice. Są one szczególnie ciekawe w starszej, tak zwanej francuskiej, części Algieru, ponieważ wszystkie domy pomalowane są na biało z niebieskimi balustradami, okiennicami i drzwiami. Przypomina to nadmorskie miasta w Grecji, które dzięki takiemu połączeniu kolorów wyglądają bardzo malowniczo. Tak też jest z opisywaną częścią Algieru, choć z drugiej strony nieco dziwnie wgląda miasto, które całe pochodzi sprzed około 100 lat, kiedy to Francuzi postanowili zbudować je od nowa. Pytałem rodowitych Algierczyków o Stare Miasto, ale ponoć takiego tu nie ma. Brak też jednoznacznie wydzielonego targowiska, ponieważ zapewne w założeniu Francuzi planowali, że cały handel będzie się odbywał w sklepach na parterze kamienic. Jednak tutejsi mieszkańcy się nie poddali i dziś poza sklepami ustawione są stragany na ulicach, przez co tworzy się tu atmosfera rodem z kairskiego Khan Al Khalili i czasami trudno jest przecisnąć się w tłumie kupujących.

Jedyna nieco starsza część Algieru to tak zwana Kasba, z jej wąskimi uliczkami, niedużymi i upakowanymi ściśle domami. Jest tylko jeden problem – wszystkie lokalne osoby, z którymi rozmawiałem, szczerze odradzają spacerów po tej dzielnicy. Ponoć mało kto wychodzi z tego miejsca z całym majątkiem, jaki zabrał tam ze sobą. Mieszkają tam bardzo biedni ludzie, którzy pośród reszty mieszkańców Algieru mają opinię opryszków i złodziei. No cóż, może zobaczę Kasbę innym razem...

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

Aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa

Ze znajomością języka angielskiego u Egipcjan jest różnie. Oczywiście wszyscy znają zwroty:
- Welcome to Egypt! wymawiane z ogromnym uśmiechem na twarzy :)
- What’s your name? (Jak masz na imię?)
- Where are You from? (Skąd pochodzisz?)
i w większości przypadków na tym znajomość języka się kończy.

Dzisiaj chciałam kupić Ramadanową lampę do ogrodu. Na pytanie „How much?” (Ile?) otrzymałam odpowiedź „two thirty”
(dwa trzydzieści). Dwieście trzydzieści ???!!!
Przecież te lampy kosztują od 60 do 100 funtów egipskich (25 – 40 złotych).

Okazało się jednak, że sprzedawca nie znał słowa „sześćdziesiąt” po angielsku, więc posłużył się takimi jakie znał. W jego rozumieniu było to „dwa razy trzydzieści” :)


Druga lampa od lewej jest już w naszym ogrodzie

niedziela, 24 sierpnia 2008

Humor w krótkich majteczkach

Na Wojtku tradycyjne stroje tutejszych kobiet nie robią wrażenia. Jednak jak pewnego dnia zobaczył kobietę, która oprócz twarzy zakrytej czarnym nikabem miała także zakryte oczy zapytał "Skąd ona wie, gdzie się znajduje?"

* * *

Wojtek jest wielkim fanem przygód Skooby Doo. Na końcu książki, którą dzisiaj czytaliśmy była reklama gry kompuerowej ze Scooby'm.
- Mama powiedz cioci, aby kupiła tę grę i przysłała do Egiptu.
- Ale ta gra jest dla dzieci, które mają co najmniej 5 lat. A ile masz lat?
- Nooooooo, prawie 5 (i tu wielki uśmiech pojawił się na twarzy)*.

* Wojtek w lipcu skończył cztery lata, ale fani Scooby Doo szybciej dorastają :)

piątek, 22 sierpnia 2008

Zakupowe szaleństwo

W związku z Ramadanem zakupowe szaleństwo ogarnęło cały Egipt. Khan al Khalili w południe wygląda jak ul pełen pracowitych pszczół, choć jeszcze miesiąc temu o tej porze praktycznie nie było tutaj żywego ducha, a sprzedawcy leniwie otwierali swoje sklepy.

Aby wyobrazić sobie panującą w Kairze atmosferę wystarczy przypomnieć sobie, jakie oblężenie przechodzą nasze sklepy przed Bożym Narodzeniem, tyle tylko że tutaj większość sklepów jest na świeżym powietrzu i jest „trochę cieplej”.

Oprócz tradycyjnych zakupów spożywczych Egipcjanie przygotowują także prezenty dla najbliższych oraz przede wszystkim dla dzieci. Zwyczajem jest obdarowywanie dzieci małymi tradycyjnymi lampami wykonanymi z metalu i kolorowych szkiełek, do których wkłada się świeczkę. Po zachodzie słońca dzieci z takimi lampami chodzą po ulicach i śpiewają piosenki.


Sklep z tradycyjnymi Ramadanowymi lampami

Niestety chińskie zabawki powoli wypierają tradycyjne Ramadanowe lampki. Można kupić chińskie wielbłądy, powozy a nawet Kubusia Puchatka trzymającego Ramadanową lampę. Chińskie zabawki na baterie mają mrugające lub wirujące światełka, ale także ... wydają z siebie zawodzące i trudne do zniesienia dźwięki. Kiedy Wojtek uruchomił taki powóz pani, która mu go dała była przeszczęśliwa, podczas kiedy my ... (lepiej nie mówić). Niestety chińskie zabawki są tak sprytnie zrobione, że nie można wyłączyć dźwięku :(





Ale i w tej dziedzinie widać innowacje. Przykładowo można kupić lampy zdobione lampkami choinkowymi z doczepioną ozdobą imitującą świętą księgę - Koran. Wraz z naciskaniem kolejnych przycisków można wysłuchać kolejnych wersetów.

Na szczęście wiele osób kontynuuje tradycję zawieszania w swoich domach wykonanych w tradycyjny sposób lamp Ramadanowych. My także zamierzamy to zrobić, aby choć trochę rozświetlić zapadający już o 6.30 (po zamianie czasu) zmrok.

Tradycyjne lampy wykonuje się w niezmieniony sposób od setek lat.






czwartek, 21 sierpnia 2008

Z notatnika Chrisa: Robota idzie z gazem

W dawnym ustroju w Polsce budowało się niby dużo, choć często rzeczy niepotrzebne lub słabe jakościowo. Pamiętam z filmu „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” Stanisława Bareji wyścig ciężarówek ZIŁ po ulicach Warszawy skomentowany przez pewnego przechodnia słowami „Trzeba przyznać panie kolego, że robota idzie z gazem …”. W Egipcie od kilku lat robota też idzie z gazem, buduje się wiele dróg, mostów, domów – generalnie wszystkiego przybywa w bardzo szybkim tempie. Na drogach dojazdowych do miasta niemal ciągle widać ciężarówki z cementem, prętami zbrojeniowymi, klimatyzatorami i wszelkimi innymi częściami składowymi różnych budowli.

Kilka dni temu miałem okazję wybrać się na nowobudowane osiedle Palm Hills, które powstaje w ramach „6th of October City”, czyli czegoś w rodzaju Nowego Kairu budowanego wprost na pustyni. Są to przede wszystkim domy jedno- lub kilkurodzinne z ogródkami, palmami, a bywa, że i z basenem. Zadziwił mnie ogrom tego osiedla, ponieważ zajmuje ono obszar około 36 kilometrów kwadratowych!!! Oprócz przepięknych willi jest też pole golfowe, wspaniałe, szerokie ulice, wszędzie zieleń – raj na ziemi.


Osiedle Palm Hills - widok z satelity

Ile pomieści się tam domów? – Szacuję że około 7000, co mnożąc przez średnią 4 osoby na dom daje około 28 000 mieszkańców. Jedno takie osiedle budowane jest w ciągu kilku lat, powierzchnie mieszkalne każdego z domów zawsze przekraczają 100, a czasami dochodzą do 500 metrów kwadratowych i co istotne sprzedawane są bez problemu. Jest wielu chętnych Egipcjan, Europejczyków, Saudyjczyków i oraz osób innych narodowości, które chcą zamieszkać w takim miejscu.

Pozostaje jeszcze pytanie o cenę za metr kwadratowy średniej wielkości domu – podobno jest to około 1000 dolarów amerykańskich.

Takie osiedla mają jednak zasadniczą wadę – są to wyłącznie miejsca, w których można odpocząć po pracy i spędzić leniwy weekend. Brak tu sklepów, restauracji, szkół, brak nawet meczetów. Z tego powodu każda aktywność wymaga wyprawy samochodem: do szkoły, do sklepu, a jeśli ktoś zapomniał chleba na kolację to niestety najbliższy spożywczy jest kilka kilometrów dalej.

środa, 20 sierpnia 2008

Kolorowe cukierki?

Ramadan to czas postu od świtu do zmierzchu, ale i wręcz obżarstwa od zmierzchu do świtu. Obecnie wszędzie sprzedawane są różnego typu łakocie z dużą ilością cukru. Dlatego widząc kolorowe papierki pomyślałam, że to kolejne pełne kalorii smakołyki. Dobrze, że ich nie spróbowałam :) Są to bowiem odpowiedniki indyjskich kadzidełek. Z informacji uzyskanych od pewnego muzułmanina wynika, że zapala się je w piątki (to dla muzułmanów odpowiednik niedzieli w krajach chrześcijańskich) przed pójściem do meczetu, aby wygodnić złe duchy zarówno z domu, jak i z własnego ciała. Czyżby i tutaj ludzie wierzyli w zabobony?

wtorek, 19 sierpnia 2008

Może butelkę egipskich perfum?

W poszukiwaniu przedmiotów i zwyczajów związanych z Ramadanem wybrałam się na największy bazar w Kairze - Khan al Khalili. Ponieważ bywam tutaj co jakiś czas mam tutaj "egipskich przyjaciół" (więcej). Niestety jedynym celem "moich przyjaciół" jest nakłonienie mnie do zakupów w ich sklepie. Tutejsi sprzedawcy zachęcają Cię słowami: „go and take a look” (wejdź i tylko się rozejrzyj), „we don’t charge for looking” (oglądanie jest za darmo), etc.

Niech Cię tylko nie zwiodą te słowa. Jak tylko wejdziesz do sklepu – przepadłeś z kretesem! I tak stało się i w moim przypadku.

Na moje nieszczęście wypatrzył mnie jednen z „moich przyjaciół” i zapytał dlaczego tak długo mnie nie widział. I tak od słowa do słowa powiedział, abym weszła do jego sklepu z perfumami, to da mi wizytówkę.Jedną już co prawda miałam, ale pomyśłam, że niestety jest to jedyny sposób, aby go zbyć, więc się zgodziłam, a tam się zaczęło ...


Jedna z wielu perfumerii na Khan al Khalili

Po długich próbach dałam się namówić na powąchanie tutejszych perfum i nawet nie wiem kiedy specjalnie dla mnie przygotowana porcja została nalana do butelki. Na szczęście była to najmniejsza z dostępnych w sklepie butelek. I kiedy już myślałam, że wreszcie wyrwę się z macek, które mnie omotały rozpoczęło się dalsze wciąganie w wir zakupów:

- Czy masz męża?
- Gdzie on jest teraz?
- Musisz go kochać!
- A skoro go kochasz, to powinnaś kupić także coś dla niego!!!

Czym prędzej uciekłam i nigdy więcej nie dam się wciągnąć do sklepu!


Ciekawe czym różnią się zapachy "czerwone jeansy" od "niebieskich jeansów" na dolnej półce?

niedziela, 17 sierpnia 2008

Nadchodzi zima

Uwaga! News dzisiejszego dnia: 28 sierpnia w Egipcie zmieniamy czas na zimowy. Za oknem upały, jakie rzadko bywają w Polsce, a tu już zima? A wszystko przez zbliżający się Ramadan. Muzułmanie mają post ścisły od świtu do zmierzchu (nie mogą nawet napić się wody), więc aby ułatwić im życie w tym roku wcześniej wprowadzony zostanie czas zimowy.

Jak dla mnie, to nie fair! Nie dość, że latem słońce zachodzi tu około 20.00 (w Polsce dwie godziny później), to za półtora tygodnia słońce będzie zachodzić już o 18.30. I jak tu się nim nacieszyć, kiedy po powrocie Chrisa z pracy będzie już ciemno?

sobota, 16 sierpnia 2008

Jak w raju

Po kolejnych gardłowych zmaganiach z bakteriami postanowiliśmy zażyć luksusu i nacieszyć się egipskim słońcem (tak jakby trzy słoneczne miesiące w Egipcie to wciąż było dla nas za mało :). W tym celu udaliśmy się na Wybrzeże Morza Czerwonego by w Hotelu See Club oddać się przyjemnościom dla ciała i ducha. Wojtek, jak tylko zobaczył basen od razu oszalał z szczęścia. Założył kółko do pływania i zamienił się w rekina, który atakował nas i próbował podtapiać. Skakał do basenu, a nawet zaczął nurkować. Najchętniej już wcale nie wychodziłby z wody. Dobrze, że mu płetwy nie wyrosły w tym czasie.


Mały rekin

Wieczorem, jak to zwykle na wczasach – obowiązkowy program artystyczny. Najpierw dyskoteka dla dzieci, a następnie lokalne show. Były tańce faraonów, przepięknych egipskich tancerek, Beduinów, a nawet... taniec konia. Ten taniec przeszedł nasze oczekiwania. Dwie osoby służące za jego dolne kończyny przykryte specjalnie przygotowanym strojem z głową konia podskakiwały i przebierały nogami w rytm muzyki. Wojtek był zachwycony, podczas gdy nasze poczucie estetyki cierpiało ... Show zakończył wirujący taniec derwisza, który kręcił się przez dobre 15 minut.

Kolejny dzień to basen, plaża nad morzem Czerwonym, basen, itd. Trzeba przyznać że wybrzeże morskie w Ain Soukhna jest bardzo wypłacone. Wspólnie z Wojtkiem szliśmy, szliśmy i ... szliśmy w głąb morza, a wody było nie więcej niż na 120 cm. Do tego dno w niektórych miejscach usłane jest reszkami rafy koralowej, co czasami odczuliśmy boleśnie. Ale generalnie było nieźle – morza szum, wiatru wiew, (nie) dzika plaża … i wszystko zaplanowane przez właścicieli hotelu niemal do ostatniego szczegółu.



Zaplanowali też każdy element posiłku. Oznacza to nie mniej ni więcej tylko przepyszne dania i desery. Porcje każdy mógł dobrać stosownie do swoich potrzeb lub możliwości. Z powodu wspaniałych smaków dań najczęściej trzeba było dbać o to, aby nie pęknąć z przejedzenia niż o to by tylko zaspokoić głód. Wojtek w nagrodę za wspaniałe postępy w nauce pływania „zarobił” na sześć deserów, które zaraz po głównym daniu zaczął pożerać. Siły wystarczyło mu jednak tylko na jeden, po którym stwierdził, że „ma już pełny brzuch” i więcej nie dał już rady. Na szczęście kilka minut później rozpoczęła się kolejna dyskoteka dla małolatów, więc była szansa na spalenie kilku kalorii.

Generalnie wyjazd był dla Wojtka bardzo udany – pływał i pływał, a wieczorem tańczył i cały czas był niezwykle szczęśliwy. My dorośli nieco wypoczęliśmy, choć głównie byliśmy dodatkiem do atrakcji, jakie miał tam Wojtek. Tek więc jeśli ktoś poszukuje oazy spokoju i relaksu graniczącego z rajem na ziemi to Hotel See Club służy pomocą.

czwartek, 14 sierpnia 2008

A Ramadan tuż, tuż ...

Ramadan to dziewiąty miesiąc kalendarza Hijri (więcej). Jest to dla muzułmanów święty miesiąc, gdyż w tym miesiącu rozpoczęło się objawianie Koranu przez archanioła Gabriela, który ukazał się Mahometowi, przekazując kilka wersów przyszłej świętej księgi islamu. Muzułmanie traktują go jako czas zbliżenia do Boga – skupienia się na modlitwie i oderwania od świata doczesnego. Podczas Ramadanu od świtu do zmierzchu obowiązuje zakaz jedzenia, palenia i picia wszelkich płynów. Post obowiązuje zarówno dorosłych, jak i dzieci, przy czym dzieci w ramach „wprawek” poszczą „zaledwie” kilka godzin dziennie w zależności od wieku.

Ramadan w tym roku (2008) rozpocznie się na początku września. Już dziś widać przygotowania do tego święta – w sklepach pojawiły się specjalnie przygotowane stoiska z orzechami, daktylami oraz suszonymi owocami. Ponoć przed całodniowym postem dobrze jest zjeść daktyle z mlekiem, aby energii starczyło aż do zmierzchu.



W sklepie, w którym zazwyczaj robimy zakupy pojawiły się także specjalne torby „Ramadan bags” zawierające: 3 opakowania makaronu, ryż, soję, fasolę, olej, herbatę, cukier i specjalne egipskie ciasto. Wygląda to trochę, jak zestaw przetrwania i trochę dziwi mnie jego skład szczególnie w porównaniu z ofertą innych sklepów, skupiających się na słodkościach, tym bardziej że w czasie Ramadanu spożywa się ciasta przygotowywane specjalnie na tę okazję.

Na ulicach można także kupić Ramadanowe lampy, które w swojej wymowie trochę przypominają mi nasze Bożonarodzeniowe choinki. Mam tylko nadzieję, że nie spadnie śnieg :)

środa, 13 sierpnia 2008

Życie na łodziach

Czasami próbuję sobie wyobrazić, jak wyglądało życie w Kairze na przełomie XIX/XX wieku, kiedy to tutejsi rządzący przekształcali stolicę w nowoczesne i modne miasto mające równać się wówczas z Paryżem (!). Obecnie piękne XIX-wieczne kamienice są zaniedbane, ale dają przedsmak czasów swojej świetności.

Na początku XX wieku szczyt rozkwitu przeżywała również pływająca dzielnica na Nilu, która składała się z łodzi, które zaopatrzone były w gaz, elektryczność, wodę pitną a nawet telefony. Tutaj oprócz mieszkań znajdowały się kasyna, kawiarnie i kluby. Pływająca dzielnica ciągnęła się od południowych po północne krańce miasta. Obecnie pozostał zaledwie jej niewielki odcinek, a stan znacznej części domów pozostawia wiele do życzenia. Spacer tutaj powoduje nostalgię za tym, co minęło. Jest to także jedno z ulubionych miejsc spacerów zakochanych.


(więcej zdjęć pływającej dzielnicy)

Nie wszyscy jednak mogą mieszkać nawet w takich domach, z których każdy ma swój ogródek. Na Nilu mieszkają także rodziny, które całe swoje życie spędzają na małych łodziach rybackich, tutaj jedzą, śpią, piorą a nawet suszą pranie. Szacuje się, że w Kairze mieszka około 8 milionów ludzi żyjąch na skraju nędzy, a niewielki ich odsetek mieszka właśnie na łodziach.

wtorek, 12 sierpnia 2008

Nowy rekord świata

Jakiś czas temu pisaliśmy o tym, ile osób można zmieścić w kairskich taksówkach oraz na tutejszych motocyklach (zobacz). Taksówki typu kombi wyposażone są w trzy rzędy siedzeń (trzecie w części bagażowej) i po dokładnych obserwacjach udało się wyszukać taksówki przewożące łącznie 9 osób dorosłych wraz z kierowcą oraz liczne potomstwo wypełniające pozostałą przestrzeń. Jak się okazuje, 3 osoby dorosłe siedzące w jednym rzędzie siedzeń to tutaj standard.

Rekord świata padł jednak dla motocykli. Kiedyś udało się nam zobaczyć pięć osób jadących na raz na jednym motorze, ale w ostatni weekend okazało się, że pięć osób to nic takiego – na jednym motorze można przewieźć też 6 osób, co pokazuje poniższy obrazek.



Teoretycznie istnieje wymóg zakładania kasków, ale tutaj nikt się tym nie przejmuje. Za to po ostatnim zaostrzeniu kar „za niemanie” różnych rzeczy w samochodach, obserwujemy znaczną poprawę, np.:
- ludzie siedzący na przednich siedzeniach samochodów zaczęli zapinać pasy,
- coraz rzadziej widuje się samochód jadący ulicą jednokierunkową pod prąd,
i co może najważniejsze, policja konsekwentnie wlepia mandaty i upomina niepokornych.

Do ideału ruchu drogowego takiego, jak choćby w Europie jest nadal daleko, ale pomimo to w ostatnich tygodniach dokonał się ogromny postęp. Oby tak dalej!

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Tłumacz doskonały

Pani, która pomaga nam w sprzątaniu jest Egipcjanką i prawie nie mówi po angielsku. Dzięki temu regularnie uczę się arabskich słówek – jest to jedyny sposób komunikacji. Choć czasami bywa trudno ... Pani kupiła dzisiaj środki czyszczące i miałam oddać jej pieniądze. Zapytałam ile powinnam oddać. Pani napisała na kartce kwotę po arabsku, ja przetłumaczyłam ją na nasze i na kartce napisałam kwotę cyframi arabskimi. Pami przytaknęła. Jak przyszło do płacenia okazało się jednak, że powinnam zapłacić więcej i to prawie o połowę. Być może tyle właśnie Pani wydała, ale dlaczego wcześniej dogadałyśmy się co do innej kwoty – tego już zapewne nigdy się nie dowiem.

Okazuje się jednak, że ta właśnie pani może być „doskonałym” tłumaczem między ogrodnikiem, który wcale nie mówi po angielsku, a mną. Ogrodnik zadał jej pytania dotyczące naszego ogrodu, a ponieważ pani miała problem z przetłumaczeniem to wspólnie uzgodnili stanowisko, a ja się tylko przysłuchiwałam. Na szczęście niebawem pojawił się Chris, ponieważ okazało się, że zgłoszona przez niego kilka dni temu uwaga, aby nie podlewać całych krzewów chińskiej róży i pni drzew została zrozumiana przez ogrodnika jako prośba o ich przycięcie. Aż boję się pomyśleć, jak mogło się to skończyć ...

niedziela, 10 sierpnia 2008

Z notatnika Chrisa: Koncert w Parku

Po wielu wypadach w obszary pełne piramid lub meczetów tym razem postanowiliśmy sprawdzić, jak brzmi muzyka jazzowa po egipsku. Koncert odbył się w parku Al Azhar, na terenie którego znajduje się nieduży amfiteatr. Przed przyjazdem tu kilka osób sugerowało nam, aby pojawić się przy amfiteatrze przynajmniej pół godziny przed koncertem, ale jak się okazało było to całkowicie zbędne. Pomimo, że bilety sprzedawane były za symboliczną cenę 5 funtów egipskich (2 złote) za sztukę, to przed amfiteatrem zebrało się nie więcej niż 30 osób. Co ciekawe park był pełen ludzi, a pomimo to większe zainteresowanie wzbudzało dwóch katastrofalnie grających chałturników, przygrywających młodej parze, która akurat wyprawiała swoje wesele w tutejszej restauracji. My zostawiliśmy weselników za sobą i z pewną ulgą poszliśmy w stronę amfiteatru. Bez problemu zajęliśmy miejsca w pierwszym rzędzie.

Tego wieczoru występował ze swoim zespołem Mohamed Sawwah. Sam artysta śpiewa i gra na trąbce, a razem z nim wystąpiło jeszcze czterech muzyków: basista, perkusista, skrzypek i jeszcze jeden muzyk grający na dodatkowych instrumentach perkusyjnych (nazwiska ze względu na ich trudność nie zostały przez autora zapamiętane).



Zaczęli ostro od dwóch utworów całkowicie instrumentalnych, ale za to pełnych ekspresji. Trąbka i skrzypce bardzo wyraźnie zaznaczały swoją obecność, muzycy niejako rozmawiali ze sobą, a instrumenty wydobywały z siebie coraz mocniejsze brzmienia. Był to jazz zabarwiony wpływami muzyki egipskiej. Pamiętam kilka utworów z płyty „No Quarter”, którą w 1994 roku nagrali Jimmy Page i Robert Plant – tam egipskie brzmienia ludowe wyróżniały się znacząco dając pojęcie o tym jak się tu gra, jakich używa brzmień i jakich instrumentów. Na koncercie Mohameda Sawwah’a nie było to aż tak odczuwalne, ale egipskość wkradała się w jego muzykę od początku.

Następne utwory to już była prawdziwa mieszanka jazzu ze stylem muzyki egipskiej. Mohamed Sawwah odłożył trąbkę i zaczął śpiewać. Zabrał tym samym całą widownię do świata, w którym tutejsza muzyka zbudowana została tym razem na jazzowej podstawie. Brzmiało to bardzo ciekawie, czegoś takiego jeszcze nie słyszałem. Słuchałem wielokrotnie jazzu europejskiego lub amerykańskiego zarówno z USA, jak i krajów Ameryki Południowej, ale jazz wymieszany z kulturą bliskowschodnią, to było coś zupełnie nowego. Jak się okazuje, można wydobyć z wielu gatunków muzyki to, co w niej najciekawsze i stworzyć z tego wspaniałą mieszankę. Sawwah śpiewa najczęściej spokojnie, niemal opowiadając historie i zdarzenia w typowym dla Egipcjan stylu. Głos nabiera specyficznej barwy, wibruje często podkreślając wybrane elementy całej opowieści, a jednocześnie nadając jej niesamowitych emocji i wyrazu.



Na koniec raz jeszcze zadziwili wszystkich instrumentalnie, tutaj już każdy z muzyków wykonał swoją popisową solówkę, a wszyscy razem sprawili, że publiczności znów szybciej zabiły serca.

piątek, 8 sierpnia 2008

Boże Narodzenie?

Egipcjanie lubują się w świetlnych ozdobach - można je spotkać wszędzie: w hotelach, restauracjach, aptekach, a nawet jako ozdoby prywatnych posesji. Ostatnio, jak jechaliśmy przez centrum późnym wieczorem, ozdobiony w ten sposób był jeden z ważniejszych kairskich meczetów. Okazało się, że meczety ozdabia się tak tylko na specjalne okazje, w ten sposób egipcjanie świętują urodziny sufi (derwiszów).

Wojtek, jak pierwszy raz zobaczył palmę ozdobioną wężem świetlnym zapytał, kiedy przyjdzie Święty Mikołaj.


Węże świetlne w jednym z kairskich hoteli

czwartek, 7 sierpnia 2008

Czerwony autobus

Komunikacja miejska w Egipcie z jednej strony mnie fascynuje swoją egzotyką, a z drugiej skłania do zastanowienia, gdzie są granice ludzkiego bezpieczeństwa. Do środków komunikacji miejskiej można zaliczyć tutaj znacznie więcej środków transportu, niż w innych krajach: oprócz minibusów, autobusów i tramwajów dodałabym rozklekotane taksówki, z których Egipcjanie korzystają masowo, samochody dostawcze, które przewożą pasażerów na pace, wozy konne oraz promy, które sprawiają wrażenie jakby za chwilę miały zatonąć.


Przeprawa promowa

Co do taksówek to pomimo, że w każdej z nich jest taksometr (nie działający, ale jest!) to cena jest negocjowana. Taksówkarze najbardziej lubią wozić obcjokrajowców, którzy płacą za przejazd znacznie więcej niż mieszkańcy Egiptu. Tutejsi mieszkańcy zanim wsiądą do taksówki negocjują cenę i wielokrotnie widziałam obrazek, jak chodzą od taksówki do taksówki, aby znaleźć taką, która przewiezie ich za zaproponowaną przez nich kwotę.

Przejazd autobusem – to dopiero musi być przeżycie! W czasie jazdy drzwi są cały czas otwarte i pasażerowie wsiadają i wysiadają w dogodnych dla nich miejscach, także na ruchliwych skrzyżowaniach, niezależnie od rozmieszczenia przystanków. Co więcej – dzięki temu, że stoją na schodach autobusy mogą przewieźć znacznie więcej pasażerów niż przewidział to producent. Podobnie wygląda sytuacja w mikrobusach, tyle że tutaj ponadnormatywni pasażerowie stoją na tylnym zderzaku.


Przejazd mikrobusem

środa, 6 sierpnia 2008

Wizerunek twarzy

Któż z nas będąc w innym kraju, szczególnie z innego kręgu kulturowego, nie chciałby przywieźć z wakacji zdjęć mieszkających tu ludzi? Należy jednak pamiętać, że w islamie nie jest wskazane robienie zdjęć szczególnie kobietom. Dlatego też w meczetach nie znajdziesz żadnego wizerunku człowieka. Są one pięknie zdobione motywami roślinnymi oraz cytatami z Koranu, w przeciwieństwie do chrześcijańskich kościołów często wypełnionych po brzegi obrazami i figurami Świętej Rodziny oraz męczenników i świętych.

Dlatego też mieszkając tutaj bardzo ostrożnie podchodzę do fotografowania ludzi. Ale bardzo często to ja jestem dla nich atrakcją. Młode dziewczyny widząc mnie z aparatem zazwyczaj chcą zrobić sobie ze mną zdjęcie. Ale największym zdziwieniem było dla mnie, że kobiety noszące higab zasłaniający całą twarz z wyjątkiem oczu podnoszą go, aby ich twarz była widoczna na rodzinnych fotografiach. Co więcej zrobiły sobie taką rodziną fotografię ze mną po środku. Mnie jednak zabrakło odwagi, aby poprosić je o zrobienie takiego zdjęcia moim aparatem :)


Egipska młodzież bardzo często robi zdjęcia telefonami komórkowymi, a dziewczyny chętnie pozują. Czyż nie są piękne?

wtorek, 5 sierpnia 2008

Kair, 4-08-1429 roku (czyli 5 sierpnia 2008)


Kalendarz Hijri obowiązujący w krajach arabskich różni się od znanego nam kalendarza gregoriańskiego. Po śmierci proroka Mahometa wyznaczono muzułmański rok zerowy, który rozpoczął się w połowie lipca naszego 622 roku. Mahomet wraz z wprowadzeniem nowej religii przeprowadził też reformę kalendarza, który stał się kalendarzem wyłącznie księżycowym (zwanym Hijri), przez co rok muzułmański trwa przez 354,36 dni. Miesięcy jest 12, a długość miesiąca to 29 lub 30 dni.

Takie liczenie lat i miesięcy powoduje, że wszystkie święta muzułmańskie są świętami ruchomymi, a miesiąc Ramadan rozpoczyna się co roku innego dnia. W tym roku powinien rozpocząć się 1 września, ale o tym czy tak będzie zdecyduje jeszcze specjalna rada mędrców. Liczenie lat według kalendarza muzułmańskiego może też spowodować, że teoretycznie żyjemy dłużej, ponieważ księżycowy kalendarz muzułmański „wyprzedza” słoneczny kalendarz gregoriański o 1 cały rok co 33 lata. Różnice można także zaobserwować na przykład na monetach, na których można znaleźć datę wybicia według kalendarza gregoriańskiego, ale już dwie sąsiednie daty według kalendarza muzułmańskiego.

Pozostaje więc tylko zacytować pewnego mędrca, który stwierdził że „wszystko jest względne”.

sobota, 2 sierpnia 2008

Dla ochłody

W tutejszym klimacie najważniejsze jest, aby pić dużo wody. Dlatego Egipcjanie gdzie tylko mogą instalują krany z bieżącą wodą, przy których zawsze przywiązane są co najmniej dwa kubki. Tam, gdzie zainstalowanie kranu jest niemożliwe ustawiają pojemniki z wodą lub ceramiczne dzbanki. Ale zgodnie z tutejszymi zwyczajami woda musi być zimna. Dlatego też różnego typu wózkami lód w ogromnych rozmiarów blokach rozwożony jest po okolicy, a następnie rozbijany na odpowiednie porcje. Co ciekawe wózki z lodem pchane są wśród ruchliwych ulic i nie są niczym przykrywane. To, z czym nasze poczucie higieny nie może się pogodzić tutaj jest nadal standardem ...

piątek, 1 sierpnia 2008

Z notatnika Chrisa: Za niemanie pasów

Od dzisiaj w Egipcie wchodzą w życie nowe, zaostrzone przepisy dotyczące obowiązkowych elementów wyposażenia samochodów oraz kar za nieprzestrzeganie niektórych przepisów ruchu drogowego.

Nowe przepisy przewidują:
- obowiązek zapinania pasów bezpieczeństwa,
- zakaz rozmawiania przez telefon komórkowy i zakaz jedzenia dla kierowcy w czasie jazdy,
- być może wejdzie też w życie zakaz palenia papierosów dla kierowcy w czasie jazdy, ale propozycja ta została bardzo mocno oprotestowana przez społeczeństwo i rząd może się z tego wycofa.
Za złamanie każdej z powyższych zasad grozi mandat wysokości 50 funtów (około 20 zł).

Zaostrzone też zostają kary za przekroczenie prędkości – 50 funtów za każde przekroczone kolejne 10 km/h. Za jazdę po pijanemu mandat osiągnie wysokość 500 funtów, ale nie zostanie zabrane prawo jazdy. Samochód ma też być obowiązkowo wyposażony w apteczkę (w metalowym pudełku), trójkąt ostrzegawczy i gaśnicę. Za tak zwane „niemanie” wymienionego wyposażenia lub jego części grozi mandat wysokości 250 funtów. Ostatni i bodaj najciekawszy przepis to zakaz przewożenia ludzi z tyłu samochodu na pace.



Generalnie wszystkie te przepisy są potrzebne (może poza wymogiem metalowego pudełka na apteczkę) pozostaje jednak jedno „ale” – KTO BĘDZIE TE PRZEPISY EGZEKWOWAĆ?

Papierosy pali większość społeczeństwa, stąd też zapewnie taki opór przed zakazem palenia przez kierowców. Pasy istnieją w większości samochodów (poza taksówkami), ale wiele wody upłynie w Nilu zanim społeczeństwo pojmie pożyteczność ich zapinania. Szczególnie lekkomyślne bywa przewożenie dzieci, które w czasie jazdy nie są przypinane pasami, a za to dodatkowo chodzą zarówno po tylnich, jak i przednim siedzeniu.

Zdziwiła nas jazda pod wpływem alkoholu – wydawać by się mogło, że w kraju muzułmańskim problem alkoholu nie istnieje, a jednak jak się okazuje szczególnie w dniach wolnych od pracy i nauki, młodzi ludzie lubią imprezy z pewną dozą wina i piwa. Zakaz przewożenia ludzi w części bagażowej też wydaje się nierealny tym bardziej, że większość samochodów policyjnych ma specjalne ławki do przewożenia swoich pracowników właśnie w tej części samochodu.

Ostatnia nasza wątpliwość to egzekwowanie wszystkich tych zasad przez policję. Policja czasami kontroluje samochody, ale mimo to nadal panuje spora samowola na drodze i podwyższenie stawek mandatów może nie przynieść skutku w starciu z brakiem egzekwowania zasad przez wyznaczonych funkcjonariuszy. Na początek zapewnie uda się wymusić przestrzeganie ograniczeń prędkości, ale pozostałe przepisy będą raczej wtłaczane społeczeństwu z wielkim mozołem.