
Ramadan według jednej z marokańskich gazet
Dla przykładu w Egipcie w czasie Ramadanu niewiele się zmieniło. Ludzie zachowywali się tak samo jak przed Ramadanem, a nawet widać było większą troskę o biednych ludzi, którym zamożniejsi rozdawali jedzenie. Zmieniły się jedynie godziny, w których korkowały się ulice i na czas wieczornego śniadania zamykana była większość sklepów. Generalnie jednak zmiany te nie były uciążliwe, a piwo i wieprzowina były cały czas dostępne.
Jak donoszą nasi przyjaciele z Arabii Saudyjskiej, tam Ramadan odczuwało się bardziej. Od świtu do zmierzchu sklepy były pozamykane, a firmowe kantyny zostały praktycznie zamknięte na cały miesiąc - któż mógłby myśleć o jedzeniu w ciągu dnia. Nie było ważne, że w wielu firmach większość pracowników to ludzie spoza Arabii i praktycznie nie-muzułmanie, ale zasada jest zasadą i już.
W Maroku w ciągu dnia prawie wszystkie restauracje są zamknięte. Pierwszego dnia w Casablance wydawało się nam, że prędzej wyzioniemy ducha z głodu i zmęczenia nim znajdziemy restaurację czynną przed zmierzchem. Na szczęście w Rabacie pewien taksówkarz zawiózł nas do jednej z nielicznych restauracji, w których udało nam się zdobyć popołudniowy obiad. Za to tuż obok, godzinę przed wieczornym posiłkiem, byliśmy świadkami prawdziwej Ramadanowej sceny walki. Dwóch zapaleńców kłóciło się tak zapalczywie, że w końcu doszło do rękoczynów. Obaj zostali rozdzieleni przez znajomych, ale kłótnia trwała nadal. W końcu jeden z nich postanowił odejść, ale drugi nie był jeszcze usatysfakcjonowany, więc wyrwał się ludziom, którzy go przytrzymywali i wziąwszy do ręki kamień wielkości połowy arbuza zaczął gonić tego pierwszego. Pierwszy kamień chybił, więc znalazł się drugi, większy, i z tym kamieniem w ręku gonitwa przeniosła się na środek ruchliwej ulicy Rabatu. Nie wiemy jak to się zakończyło, ale mamy nadzieję, że obaj jeszcze żyją.
Można jedynie dodać, że „co kraj to obyczaj…”