
Od dzieci tutaj wymaga się znacznie więcej niż od ich polskich rówieśników, np. mają ograniczony czas na jedzenie. Jeżeli jesteście rodzicami, to wiecie jaką zmorą jest półgodzinne lub dłuższe zachęcanie Waszej pociechy, aby wreszcie włożyła łyżkę do buzi. Tutaj kto nie zje w wyznaczonym czasie - jest głodny. Na szczęście Wojtek nie jest chudziakiem i przeżyje, ale gdybym była mamą jakiegoś niejadka ...
O 8.15 wszystkie dzieci ustawiają się w ogonek i nauczyciel prowadzi je do klasy, a rodzice zostają na zewnątrz. Po zajęciach dzieci wyprowadzane są ze szkoły, stają w rządku i nauczyciel pyta kolejno każde dziecko, czy widzi swoich rodziców. Dopiero wtedy dziecko może do nich podejść. Naprawdę brytyjski porządek! Czasami czuję się jak mama 6-7 latka, a nie jak mama czteroletniego chłopca, tym bardziej że za miesiąc Wojtek trzy razy w tygodniu będzie miał zadania domowe z czytania, a pod koniec roku szkolnego podobno będzie już czytał ... po angielsku, oczywiście!
0 komentarze:
Prześlij komentarz