Zabraliśmy się wraz z Chrisem do Maroka. Maroko, hmmm ... wymarzone miejsce na wakacje. Przyjechaliśmy do Casablanki i od razu powitał nas chłód i deszcz. Czułam się, jakby deszcz tylko czekał aż wyjedziemy z Egiptu, aby nas dopaść. W końcu nie widzieliśmy go od maja, a i wówczas trudno było to nazwać deszczem – trochę kropiło przez 15 minut, a pranie nie zdążyło nawet złapać wilgoci. Mały podróżnik Wojtek nie wiedział, jak sobie poradzić z deszczem. Zaczął narzekać: „Pada mi na głowę ... i nawet na uszy. Jak ja nie lubię deszczu!” Deszcz zastał nas w medinie, w której jest mnóstwo kramów z pamiątkami, więc poczuliśmy się jak na wakacjach nad polskim morzem.
Po długiej podróży byliśmy trochę głodni, więc wybraliśmy się na poszukiwanie restauracji. Niestety jest Ramadan, więc wszystkie restauracje były zamknięte! Rozumiem, że jest to święty miesiąc, ale czy w Maroku nie ma nie muzułmanów. Ramadan w Kairze nie oznacza, że obcokrajowcy lub Koptowie chodzą głodni. Restauracje są czynne (nawet na Khan al Khalili, pod najważniejszym w Egipcie meczetem Husejna), tylko je się wewnątrz, a nie w ogródkach na zewnątrz, nie mówiąc o doskonale fukcjonujących dostawach do domów. W Casablance mijaliśmy mnóstwo restauracji i kawiarni z wystawionymi na zewnątrz stolikami, tyle tylko że z jedzeniem i piciem trzeba było zaczekać do zachodu słońca. Mały podróżnik Wojtek był już u kresu sił. Znaleźliśmy przepiękną tradycyjną marokańską restaurację, ale i tu musiliśmy czekać jeszcze godzinę do pierwszego posiłku. Nie było wyboru – ruszyliśmy na dalsze poszukiwania. Znowu mijaliśmy restauracje tym razem z zastawionymi iftarowym jedzeniem stołami, ale o zjedzeniu przed zachodem słońca nie było mowy. Wreszcie udało się – w jednej z hotelowych restauracji minęliśmy salę przygotowaną na Ramadanowe śniadanie i zostaliśmy zaprowadzeni do sali, w której inni zgłodniali turyści już oddawali się rozkoszom jedzenia. Byliśmy uratowani!
Na otarcie łez w hotelu dostaliśmy pokój na 14 piętrze z widokiem na medinę i górujący nad nią przecudny meczet króla Hassana II. Już zacierałam ręce na myśl, jakie piękne będziemy mieli zdjęcia z wakacji. Tyle tylko, że okna były zabezpieczone przed otwarciem ich szerzej niż 10 cm, a szyby były brudne. Na szczęście w medinie Wojtek upatrzył sobie małą kłódkę z kluczykiem, którą udało się otworzyć zabezpieczenia.

Widok z okna
Typowe marokańskie miasta takie, jak Marakesz czy Fez zapewne są przepiękne. My jednak w Maroku będziemy zaledwie przez kilka dni i dlatego zatrzymaliśmy się tylko w Casablance i Rabacie. Oczekiwaliśmy tutaj większej egzotyki, a znaleźliśmy miasta bardziej europejskie niż afrykańskie.
0 komentarze:
Prześlij komentarz