środa, 17 września 2008

Ramadan gift

Wraz z przyjazdem Chriso-rodziców po raz kolejny zwiedzamy największe atrakcje Kairu. Oczywiście piramidy znalazły się na pierwszym miejscu. I jak to zwykle turyści na każdym kroku spotykamy żądnych naszych pieniędzy sprzedawców dobra wszelkiego oraz wszelkiej maści pomocników, którzy za drobną opłatą mogą np. ponieść nasze bilety uprawniające do wejścia na płaskowyż Gizy. Tak, tak – to wcale nie przesada - kiedy spokojnie szliśmy w kierunku Sfinksa zbliżył się do nas bardzo pomocny mężczyzna, wziął nasze bilety tłumacząc, że on tutaj pracuje (myśleliśmy, że chciał sprawdzić, czy mamy bilety) i spokojnie je niósł, tak jakbyśmy my nie mogli ich ponieść (w końcu są z papieru, a nie z granitu więc dalibyśmy radę). Wyjaśnił nam, że z tymi biletami możemy spacerować wokół piramid, ale aby zobaczyć Statek Słoneczny potrzebujemy kupić następne. I za tę właśnie pomoc chciał otrzmać baksheesh, czyli drobną opłatę. No cóż, tym razem jego pomoc nie została doceniona ...


Statek Słoneczny (Królewski) - storożytny statek znaleziony w komorze koło piramidy; nazywany tak, gdyż przypomina znane z malowideł grobowych łodzie, którymi bóg-słońce odbywał swą codzienną podróż po niebie.

Ale to dopiero początek ... Spotykaliśmy różnego rodzaju przewodników, którzy znowu za drobą opłatą chcieli nam pokazywać najlepsze miejsca do robienia zdjęć. Aż strach pomyśleć, jakie ciężkie powinny być na kieszenie, abyśmy z każdym z nich chcieli się podzielić.

Ale jakież było nasze zdziwienie, kiedy zza rogu wyskoczył sprzedawca i po krótkim zagajeniu zaczął oferować rodzicom „Ramadan gift” (Ramadanowy prezent). Ramadan jest tutaj miesiącem szczególnym, kiedy ludzie obdarowują się prezentami oraz dzielą się z bliźnimi. Przy moich interwencjach, że dziękujemy za prezenty usłyszałam: „To nie dla Ciebie, więc daj spokój”. Rodzice przymierzyli arabskie chusty, zrobili sobie zdjęcia z uśmiechniętym sprzedawcą, który następnie poprosił o ... drobny prezent z pieniędzy dla siebie. Oczywiście najlepiej, aby drobny prezent był w dolarach lub euro! Jak usłyszałam wysokość tego „drobnego prezentu” to włosy stanęły mi dęba. Oczywiście były negocjacje, a ja tym razem byłam nieugięta. Sprzedawca nie był zadowolony, z kwoty którą otrzymał, ale przecież był to Ramadanowy prezent.

0 komentarze: