środa, 29 października 2008

Musi kochać :)

wtorek, 28 października 2008

Domy na Nilu

Dzisiaj po raz kolejny odwiedziłam dzielnicę pływających domów. Bardzo lubię to miejsce – Nil płynie leniwie i panuje tu atmosfera niemal jak sprzed kilkudziesięciu lat. Z reguły przyjeżdżam tu rano, kiedy Wojtek jest w szkole, lecz oczyma wyobraźni widzę narkotyczne nocne sense na jednej z barek, które w swojej książce opisuje Mahfuz. Obserwując toczące się tutaj życie można zobaczyć podział społeczeństwa, który jest bardzo wyraźny w Egipcie oraz w większości krajów arabskich. Standardem jest, że klasa średnia ma na stałe pomoc w domu: osoby do sprzątania, inne do gotowania, ogrodników, kierowców, etc. Nie zapomnę zdziwienia mamy Wojtka kolegi z klasy (z Pakistanu), kiedy usłyszała, że nie mamy w domu pomocy na stałe – ona ma przecież osobę do prowadzenia domu i oddzielną opiekunkę dla chłopców. Dzisiaj, kiedy zostawiała swoich synów w naszym domu nie mogła zrozumieć, że sama dam sobie z nimi radę – przecież ich niania siedzi w domu i mogłaby mi pomóc. No cóż ... chyba jesteśmy bardziej samodzielni, co przejawia się także tym, że wielu mieszkających tutaj obcokrajowców prowadzi samochód, choć posiadanie kierowcy do własnej dyspozycji jest standardem.



Okazuje się, że nie tylko ja uwieczniam to miejsce :)



O życiu na barkach pisałam już tutaj,
a o książce "Rozmowy nad Nilem" tutaj.

sobota, 25 października 2008

Indyk na wynos

Na osławionym targowisku w centrum Kairu, czyli na Khan Al Khalili, są też miejsca w których miłośnicy drobiu mogą bez problemu znaleźć coś, co będzie w sam raz na obiad. Przechadzają się tu indyki, są też kaczki, kury i gołębie – patrzą uważnie na przechodniów, czasami tak jakby chciały ich zjeść. A tymczasem pomimo, że nie zdają sobie z tego sprawy, to właśnie one zostaną zjedzone i to w miarę szybko. Każdy może tu spojrzeć głęboko w oczy swojemu przyszłemu obiadowi, po czym może zamówić wersję opierzoną lub oskubaną. Wszystko odbywa się na miejscu i to w kilka lub kilkanaście minut (w zależności od wielkości stwora). Jest to najpewniejsze miejsce na zakup świeżego mięsa. Nie wiemy jednak jak jest z jego jakością. Nie wiadomo także gdzie zwierzę było hodowane i co jadło. To trochę jak z zakupem sprowadzanego z zagranicy samochodu – nie wiadomo do końca, czy jest bezwypadkowy i ile dokładnie przejechał już kilometrów, ale pomimo to ładnie dopracowany czeka już na nowego właściciela.



Tak więc można brać i wybierać co komu potrzeba. Świeże dostawy są codziennie o świcie i wystarczy dla każdego przez cały dzień.

piątek, 24 października 2008

A mnie jest szkoda lata ...

Do Doliny Muminków nieoczekiwanie przyszła jesień ... Nagle powiało, uniósł się tuman kurzu, który na dłuższą chwilę zakrył słońce ... po czym kurz swobodnie opadł i pokrył wszystko, łącznie z praniem, które suszyło się w ogrodzie. Po czym spadł deszcz, którego nie widzieliśmy tutaj od ponad 5 miesięcy. Co więcej – padało dobre 20 minut, a może dłużej? Temperatura spadła do
20 stopni Celsjusza. Przyznam, że trochę zmarzłam w koszulce z krótkim rękawem i spodniach za kolano, ale zdziwiłam się widząc egipskie dzieci poubierane w zimowe kurtki z futerkiem!

Któż by pomyślał, że za dwa miesiące będzie Boże Narodzenie ...


Nagle nastała ciemność


Krajobraz po deszczu

wtorek, 21 października 2008

Wielki Kanion na miarę Kairu

Ogrom Kairu powoduje, że chyba jeszcze przez długi czas to miasto będzie nas zaskakiwało miejscami, które dopiero przyjdzie nam odkryć. W ostatni piątek postanowiliśmy sprawdzić, co dokładnie kryje się w Wadi Degla. Jest to mała dzielnica Kairu położona przy autostradzie wiodącej nad Morze Czerwone. Wokół rozciąga się pustynia, która ponoć w całym Egipcie należy do armii. Obszar wokół Wadi Degla zamieniono jednak w rezerwat kryjący w sobie kilkunastokilometrową dolinę przypominającą nieco to, co znamy ze zdjęć powierzchni Księżyca lub Marsa. Zbocza doliny są najczęściej tak strome, iż wejście na górę możliwe jest jedynie w kilku miejscach. Nie jest to też całkiem lita skała. Patrząc na zbocza widać na przemian twardsze i bardziej piaszczyste warstwy, przez co raczej nikt się tu nie wspina, ponieważ wszystko może się osypać i nie ma twardych skał dających solidne oparcie.


Podróżnicy na szlaku

Dolina jako całość stanowi wspaniały kontrast w porównaniu do tego, co kilka kilometrów dalej jest już typowym Kairem z blokowiskami i samochodami. Tutaj panuje spokój, który zamienia się w całkowitą ciszę w miarę jak pokonuje się kolejne kilometry w stronę pustyni.

Jest to też miejsce, do którego można wjechać rowerem, motorem lub samochodem, aby przeżyć przygodę pokonując nierówności terenu i przeszkody jak na rajdzie Paryż-Dakar.

Ciekawi nas, jak będzie wyglądała ta dolina w czasie deszczu. Patrząc wokół widać, że nawet piętnastominutowy egipski deszcz musi wywoływać tutaj małe powodzie, a woda spływa ze zboczy do doliny dużymi strumieniami. Zobaczymy – za miesiąc lub dwa powinno nieco popadać.

poniedziałek, 20 października 2008

Ryczące rumaki

Przyjechali.
Na ryczących rumakach.
A teraz rumaki stoją w naszym ogrodzie.
I budzą respekt. Ogromem i siłą.
(Choć w towarzystwie prania :))
Wyjechali z Poznania i przejechali już 5 000 km, a najciekawsze dopiero przed nimi.
Zew przygody gna ich aż na Przylądek Dobrej Nadziei.
Byle przejechać Sudan! I przeżyć!
A dalej z ulgą można naprawdę cieszyć się afrykańską przygodą.
Do Polski wrócą dopiero na koniec stycznia, tak więc wszystko dopiero przed nimi.
Dalsze losy wyprawy możecie śledzić na stronie: http://motopodroze.blox.pl/html
Trzymamy kciuki!

piątek, 17 października 2008

Czerwony autobus

Przechadzając się wąskimi uliczkami w samym centrum Kairu natknęłam się na wóz pełen ludzi. Po dłuższym pobycie w tej okolicy okazało się, że przynajmniej dwa wozy służą tutaj do przewozu osób i mają stałą trasę, na której kursują. Nie znalazłam tylko rozkładu jazdy, ale myślę że tutejsi mieszkańcy doskonale się w nim orientują.



Pomimo, że mieszkamy tutaj już blisko 5 miesięcy nadal nie mogę się nadziwić, że w samym centrum blisko 20 milionowej metropolii panuje atmosfera niemal z początku XX wieku, a wozy konne i osiołki spotykane są niemal na każdym kroku.

czwartek, 16 października 2008

Oswajanie miejsca

Nie lubię inwestować!
(Tu już zapewne pomyśleliście, że w związku z sytuacją na giełdzie. Nic z tego!)
Nie lubię inwestować w nie mój dom. Przyjeżdzając tutaj założyliśmy, że to tylko na chwilę. Nie przeszkadzało nam że pojęcie „w pełni wyposażony” jest nieco na wyrost i oznacza że w pokojach są łóżka, szafy, kuchnia z historią i w większości pomieszczeń lampy (choć nadal w kilku miejscach są nadal żarówki). To przecież na chwilę, więc nie ma co inwestować. Najważniejsze, że dom jest doskonale położony i mamy ogród! Okazało się jednak, że z czasem pewne rzeczy zaczynają przeszkadzać. Przygotowywaliśmy kolację dla znajomych więc zaczęło się od kupowania obrusów, większej ilości naczyń, alabastrowych świeczników, lamp do ogrodu. Tylu rzeczy nam brakowało nie wspominając o małych kieliszkach, aby zagranicznych gości poczęstować polską śliwowicą. Potem przyszła kolej na generalne porządki w ogrodzie.

I tak zaczynając od kupowania drobnych rzeczy „do upiększania” zaczynam się łapać, że coraz bardziej staram się urządzić ten dom. Właśnie szukam narzut na łóżka, za chwilę będę wieszać zdjęcia na ścianach. Czyżbyśmy mieli zostać tu dłużej?

poniedziałek, 13 października 2008

Koran dla każdego

Prorok Mahomet nakazał muzułmanom używanie Koranu wyłącznie w wersji arabskiej. Jego zdaniem przekładanie Świętej Księgi na inne języki powoduje zniekształcenie choćby drobnych znaczeń i myśli zawartych w tekście. Tak więc słowo dane mu przez Boga miało na zawsze pozostać oryginalne.

Tak było niecałe 14 wieków temu. Dziś religia ta rozszerzyła się na cały świat, a w ostatnich latach prześcignęła inne religie pod względem ilości wyznawców. Jest to pewnie podstawowy powód, dla którego słowa Mahometa w kwestii tłumaczenia Koranu zaczęto traktować jako zalecenia, a nie nakaz. Obrazuje to doskonale strona internetowa podesłana nam dziś przez znajomego muzułmanina: http://www.alketab.com
Teraz niemal każdy może zapoznać się ze Świętą Księgą Islamu.

sobota, 11 października 2008

Egipski stwór

Mianem Egipskiego Stwora można już śmiało nazwać małego turystę Wojtka. Przed ponad tygodniem raz jeszcze odwiedziliśmy piramidę i mastabę w Maidum. Jest to jedno z ulubionych miejsc Wojtka, ponieważ przedzieranie się przez starożytne korytarze i zaglądanie do sarkofagów w Maidum dostarcza wiele emocji. Tym razem oświetlenie w piramidzie działało w połowie, więc wspomagając się zabranymi przezornie latarkami, dotarliśmy w końcu do komory grobowej. I tu nagle dopadły nas egipskie ciemności! Światło zgasło całkowicie, ale za to my zachowaliśmy zimną krew jak w starym dowcipie „Spoko, spoko, kontrolujemy sytuację”. Egipski Stwór Wojtek włączył natychmiast światło w swojej „czołówce” i oświetlał nam wnętrze piramidy. Nie bał się ani trochę, a raczej ekscytowało go, iż trafiła się nam taka przygoda. Po kilku minutach zasilanie wróciło i spokojnie wyszliśmy z piramidy. Podobnie było w sąsiedniej mastabie – tutaj światła brakowało w samej komorze grobowej, ale Wojtek i tak szedł pierwszy oświetlając drogę, a dalej zaglądając do sarkofagu.

Pamiętam, że kilka miesięcy temu chcieliśmy wejść do piramid w Abu Sir. Wyczytałem wówczas w przewodniku, że dojście do komory grobowej wymaga przeczołgania się przez wąski i ciemny tunel oraz odganiania pająków kijem. Kiedy przeczytałem to na głos Wojtek natychmiast zapytał, który kij bierzemy ze sobą i gdzie są latarki. No i kiedy wyruszamy. Niestety, aby buszować po Abu Sir wymagane jest zezwolenie tutejszych archeologów, więc weszliśmy tylko odrobinę do jednej z piramid, co Wojtka rozczarowało. Ale cóż było robić?

Nasz Egipski Stwór, poza fascynacją matematyką, interesuje się też hieroglifami. Czasami, gdy wyrysuje jakieś dziwne znaczki zamiast liter pyta czy wiemy, co oznacza dany hieroglif. Nie jest więc łatwo z takim stworem, ale jak widać – mała główka pracuje.

piątek, 10 października 2008

Rodzinna przejażdżka

Rowery są w Egipcie powszechnie stosowanym środkiem transportu.
I choć klimat i tutejsze warunki (ruchliwe drogi i otaczająca wszystko pustynia) nie sprzyjają turystycznym wyprawom rowery w Kairze, a szczególnie w Maadi, wykorzystywane są powszechnie w celach transportowych. Przewożone jest nimi wszystko: butle z gazem doczepione po dwie z każdej strony do bagażnika oraz dostawy ze sklepów (home delivery). Rowery z przyczepkami stosują także zbieracze dobra wszelkiego, którzy przejeżdżając kilka razy dziennie przez naszą ulicę krzyczą „Wietija”, aby mieszkańcy znosili do nich nieprzydatne już dla nich przedmioty. Rowery wykorzystywane są także na rodzinne przejażdżki. Małe dzieci przewożone są w skrzynkach z patyków, starsze na ramie ... Problem zaczyna się jednak, jeżeli rodzina jest bardziej liczna – wówczas rowerzystom towarzyszy także piesza procesja.



O środkach komunikacji w Egipcie pisaliśmy też wcześniej – zobacz.

środa, 8 października 2008

Arabskie konwersacje

Miesiąc temu rozpoczęłam naukę arabskiego, a właściwie egipskiego, który istotnie różni się od klasycznego arabskiego. Nie jest łatwo, ale ponoć wszystkiego można się nauczyć! Ważne, że codziennie możemy ćwiczyć, np. w taksówce (tutaj możemy ćwiczyć także swoją cierpliwość i odporność psychiczną, ale o tym następnym razem), w sklepie, na ulicy, słowem wszędzie gdzie spotykamy rodowitych mieszkańców. Jedna z koleżanek z kursu postanowiła zmierzyć się z tym wyzwaniem w rozmowie z bawaabem (portierem), który jest tutaj powszechnie wykonywanym zawodem szczególnie w apartamentowcach, w których mieszkają obcokrajowcy.

Pewnego dnia koleżanka przyszła do klasy bardzo nieszczęśliwa, mówiąc że nic nie potrafi, jest do niczego i opowiedziała nam rozmowę, którą przeprowadziła o poranku:

Koleżanka: Masaalhir! (Dobry wieczór!)
Bawaab: Ale teraz jest poranek! Powinnaś powiedzieć: Sabahalhir (Dzień dobry!)
Koleżanka: Ana asif (Przepraszam, w formie męskiej)
Bawaab: Ale jesteś kobietą, powinnaś powiedzieć : Ana asfa (Przepraszam, w formie żeńskiej)

Nie ukrywam, że jej nieszczęśliwa mina wraz z opisem rozmowy wywołała u nas gromki śmiech. Ale naprawdę łatwo nie jest!

W czasie zakupów w warzywniaku sprzedawca powiedział po arabsku kwotę, jaką powinnam zapłacić. Myślę, że pierwszy raz w życiu poczułam, jak pracują moje zwoje mózgowe. Trwało dobrą chwilę zanim mój twardy dysk przełożył tę kwotę na angielski. Ale udało się!

niedziela, 5 października 2008

Nostalgicznie ...

Wczoraj wyjechał ostatni gość z Polski.
Zostaliśmy sami ...
I to bardziej dosłownie niż się wydaje – jutro kończy się egipski długi weekend, więc nasi znajomi są obecnie w Sharm, Moon Beach, Izraelu oraz innych odległych miejscach.
Mamy czas, aby usiąść w ogrodzie i w spokoju cieszyć się ciepłym wieczorem.

Właśnie przejrzałam polskie blogi. Wszystkie nostalgiczne, o tym że lato tak szybko odeszło, przegnane przez pluchę i szarość. Że czas na gorącą herbatę, zaszycie się pod kocem i ... książki na które wcześniej brakowało czasu. Może to dobry pomysł, na wieczorne czytanie oczywiście, na gorącą herbatę i koc jest zbyt gorąco.

Na szczęście na pogodę, która z tego co wiemy, jest obecnie głównym tematem rozmów w Polsce, narzekać nie możemy. Kładąc się spać wieczorem nie zastanawiamy się, jak się jutro ubrać i czy będzie padał deszcz. Jest przecież oczywiste, że jutro znów będzie świecić słońce! Więc siedzę w ogrodzie, a książka już czeka na swoją kolej ...

„Jest kwiecień, miesiąc kurzu i kłamstw. Są też mrówki, karaluchy i pająki oraz zapach kurzu, przenikający przez zamknięte okna. Długi pokój o wysokim suficie spowija melancholijna mgła papierosowego dymu. Akta na półkach zażywają śmiertelnego spokoju i muszą być ubawione widokiem Anisa Zakiego, który z niezwykle poważną miną wykonuje jedną ze swych banalnych czynności: rejestrację dokumentów i wkładanie papierów do teczek lub też załatwianie przychodzącej i wychodzącej korespondencji.”
Nadżib Mahfuz, początek książki „Rozmowy nad Nilem”

Czyż nie intrygujący początek? A wszystko to rozgrywa się w Kairze, w domach-łodziach nad Nilem: narkotyki, rozmowy w blasku księżyca ... W miejscu, w którym byłam tak niedawno ... i do którego mogę codziennie pojechać. Lubię czytać historie o miejscach, które znam i które są mi tak bliskie ...



I tylko żal, że nie mam zdjęcia wykonanego wieczorem, aby pokazać Wam wyjątkowy charakter tego miejsca. Może zimą zastanę domy spowite mgłą ...

PS. Nadżib Mahfuz jest egipskim pisarzem, laureatem Nagrody Nobla. Książka, jeszcze pachnąca farbą drukarską, dostępna jest m.in. w internetowej księgarni www.merlin.pl

Zobacz także: Życie na łodziach

sobota, 4 października 2008

Blondynka w Egipcie

Relacje na naszym blogu piszą także nasi goście. Oto jedna z nich:

Jak wiadomo, co kraj to obyczaj. O ile w Polsce posiadanie włosów w kolorze blond, w szczególności farbowanych, nie jest niczym nadzwyczajnym, a blondynka za kierownicą nie kojarzy się najlepiej, o tyle w Egipcie sprawy mają się zupełnie inaczej. Tutaj blondynki są nielada rzadkością, dlatego też dla Egipcjan wydają się niemalże zjawiskowe. Swoją wizytę w Kairze rozpoczęłam od zwiedzania miejsc typowo turystycznych, w towarzystwie zadomowionej tu kuzynki, dlatego początkowo nie rzuciło mi się w oczy wzmożone zainteresowanie Egipcjan. Wręcz przeciwnie, wydawali mi się wyjątkowo sympatyczni i towarzyscy.


Podczas zwiedzania meczetu Al Azhar

Więcej atrakcji czekało mnie, gdy wypuściłam się w głąb Kairu samotnie. Dalej trzymając się tras turystycznych, jednak wędrując samotnie, niejednokrotnie byłam zagadywana. Każda rozmowa miała podobny przebieg. Cześć, skąd pochodzisz (tutaj Egipcjanie zawsze popisują się znajomością poszczególnych wyrazów czy zwrotów w danym języku), dalej pytają jak masz na imię i przechodzą do kluczowego pytania o posiadanie chłopaka, tudzież męża. Szybko nauczyłam się kłamać, iż nie jestem samotną panną, jednak na niewiele to się zdało. Według Egipcjan oprowadzenie blondynki po mieście, to nie tylko przyjemność, ale także powód do dumy. Dlatego też próbowali towarzyszyć mi w zwiedzaniu, bez względu na to, czy obiecałam im zamążpójście, czy też nie (bo oczywiście to także jedno z kluczowych pytań). O ile na początku wydaje się to miłe, z biegiem czasu okazuje się być wręcz męczącym.

Czasem jednak dawałam się „porwać” Egipcjaninowi, bo wiedziałam, że to jedyny sposób na odpędzenie od siebie setki innych. W szczególności zdało to egzamin podczas zwiedzania targu Khan al Khalili, gdzie każdy turysta stanowi potencjalny łup dla sprzedawców. Nie dość, że w spokoju mogłam cieszyć się urokami targu, to przesympatyczny Egipcjanin oprowadził mnie po najciekawszych zakamarkach. Niestety był on także jednym z handlarzy, dlatego wycieczkę przepłaciłam zakupem perfum. Ale nie żałuję!

Jedyny mankament Egipcjan jest taki, iż opowiadają przepiękne historie, jednak na ogół niewiele mające wspólnego z prawdą. Jednak patrząc na to przez palce, można z uśmiechem przyjąć wszystkie historie. Tak czy siak, obcowanie z Egipcjaninem i zwiedzanie w jego towarzystwie, to nielada atrakcja i sposób na poznawanie tutejszego życia od wewnątrz.

Po każdej wyprawie, należy się obowiązkowe, pamiątkowe zdjęcie. Nie wiem co w tym jest, ale zdjęcia z blondynką są tu ewenementem. Podczas zwiedzania Cytadeli, raz zaczepiona i poproszona o zdjęcie, przestałam z bananowym uśmiechem na twarzy dobre pięć minut, czekając aż „Egipska pielgrzymka” zrobi sobie ze mną zdjęcie. O dziwo zdjęcie chcieli wszyscy - starsi, młodsi, nawet dziewczęta. Niestety należę do osób, które mają kłopoty z powiedzeniem „nie”, dlatego uratował mnie dopiero policjant turystyczny. Tutaj też jestem mile zaskoczona, bo ile razy, poczułam się osaczona, zawsze pojawiał się policjant. Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem tutejszej kultury i osobowości Egipcjan. Blondynka spacerująca samotnie, może liczyć tu na wiele emocji, duże zainteresowanie mieszkańców, aczkolwiek jednocześnie może czuć się bezpiecznie.