Dzisiaj po raz kolejny odwiedziłam dzielnicę pływających domów. Bardzo lubię to miejsce – Nil płynie leniwie i panuje tu atmosfera niemal jak sprzed kilkudziesięciu lat. Z reguły przyjeżdżam tu rano, kiedy Wojtek jest w szkole, lecz oczyma wyobraźni widzę narkotyczne nocne sense na jednej z barek, które w swojej książce opisuje Mahfuz. Obserwując toczące się tutaj życie można zobaczyć podział społeczeństwa, który jest bardzo wyraźny w Egipcie oraz w większości krajów arabskich. Standardem jest, że klasa średnia ma na stałe pomoc w domu: osoby do sprzątania, inne do gotowania, ogrodników, kierowców, etc. Nie zapomnę zdziwienia mamy Wojtka kolegi z klasy (z Pakistanu), kiedy usłyszała, że nie mamy w domu pomocy na stałe – ona ma przecież osobę do prowadzenia domu i oddzielną opiekunkę dla chłopców. Dzisiaj, kiedy zostawiała swoich synów w naszym domu nie mogła zrozumieć, że sama dam sobie z nimi radę – przecież ich niania siedzi w domu i mogłaby mi pomóc. No cóż ... chyba jesteśmy bardziej samodzielni, co przejawia się także tym, że wielu mieszkających tutaj obcokrajowców prowadzi samochód, choć posiadanie kierowcy do własnej dyspozycji jest standardem.


Okazuje się, że nie tylko ja uwieczniam to miejsce :)
O życiu na barkach pisałam już
tutaj,
a o książce "Rozmowy nad Nilem"
tutaj.
0 komentarze:
Prześlij komentarz