piątek, 28 listopada 2008

Gdzie ta zima?

Właśnie wróciliśmy z wyprawy do Baharii - oazy na skraju Czarnej Pustyni. Pomimo, że grudzień za pasem - było gorąco ... Bez kremu z mocnym filtrem ani rusz! Wieczorem temperatury trochę spadają, ale jak dla nas wieczory przypominały raczej koniec sierpnia w Polsce. Ale co to? Mieszkańcy oazy chodzą w zimowych kurtkach z futerkiem, zawinięci w szaliki. A na straganach zagościła zimowa odzież. No cóż ... dla ludów z północy, takich jak my, tutejsza zima niczym nie różni się zbytnio od polskiego lata. Na samo wspomnienie, że w Polsce temperatury spadły poniżej zera i pada śnieg Egipcjanie wzdrygają się z przerażeniem.

czwartek, 27 listopada 2008

Mokattam Hills, czyli Kair z lotu ptaka

Kair położony jest głównie w dolinie Nilu, choć najmłodsze dzielnice miasta lokowane są na wzgórzach, za którymi jest już tylko pustynia. Nasza sobotnia wyprawa prowadziła do Mokattam, właśnie na jedno z takich wzgórz. Jest ono położone niedaleko Maadi (30°0’47.79”N; 31°16’44.46”E) i po pokonaniu kilku serpentyn dociera się na drogę przebiegającą przez szczyt. Widok, jaki zobaczyliśmy po dotarciu na miejsce przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Nieco po prawej stronie jak na dłoni widać było piramidy w Gizie, dalej na południe piramidy w Abu Sir, dalej w Sakkarze i w Dahszur. Jest to niesamowite, tym bardziej, że piramidy w Dahshur oddalone są od tego miejsca w linii prostej o blisko 24km, a widać je było doskonale. To oczywiście nie wszystko, ponieważ niemal „pod stopami” mieliśmy połowę Kairu – wszystko, począwszy na Cytadeli, a skończywszy na dalekich przedmieściach na południu miasta - było widoczne aż po daleki horyzont. W takim miejscu można spędzać bardzo długie godziny wpatrując się w dal bez końca. Niezwykłość tego miejsca dostrzegli też sami Kairczycy lokując tu samozwańcze kawiarnie, w których można na chwilę przysiąść na filiżankę kawy.

 
Widok ze Wzgórz Mokkatam
Zobacz także:
Z notatnika Chrisa: W odwiedzinach u Amenhotepa i Sesostrisa
Czarna góra – wyprawa przez piaski pustyni
Czas na piknik!
 

wtorek, 25 listopada 2008

Z wizytą w szpitalu

W Maadi, gdzie mieszkamy na każdym rogu jest prywatna klinika lub gabinety, gdzie przyjmują lekarze najróżniejszych specjalności. Tylko którego wybrać? Skąd wiedzieć, czy lekarz jest godny zaufania? Dlatego każde spotkanie z nowym lekarzem (internistą, pediatrą) zaczynamy w szpitalu, gdzie pracują lekarze polecani przez firmowego lekarza. Podczas pierwszej wizyty dostajemy wizytówkę i kolejny raz udajemy się już bezpośrednio do właściwego gabinetu.

Wchodząc do szpitala w czasie modlitwy można się trochę zdziwić. Cały hol wyłożony jest zielonymi dywanami, na których mężczyźni oddają się modlitwie. Jest wówczas problem, aby przecisnąć się do poczekalni. Ale jeżeli już nam się udało, wówczas trzeba wziąć numerek. Nie ma znaczenia, że wizyta była umówiona na konkretną godzinę i tak trzeba swoje odczekać ...

Wzięłam więc numerek i zapytałam w jakim języku będą go wywoływać.
- „Don’t worry!” (Proszę się nie martwić) – usłyszałam odpowiedź.
Więc przez pierwsze pół godziny się nie martwiłam, po czym dowiedziałam się że jeszcze dwie osoby są przede mną. Powoli traciłam cierpliwość, ale dla ukojenia nerwów w poczekalni jest telewizor, z którego sączy się dźwięk modlitwy, któremu towarzyszy widok płynącej wody. Pełny relaks! Szkoda tylko, że pomimo, że lato się już dawno skończyło klimatyzacja pracuje na najwyższych obrotach i jest zimno, jak w lodówce.


Poczekalnia i kojąca modlitwa z telewizora

Cały czas nasłuchiwałam, ale numery wywoływane były po arabsku i to po kilka naraz. Po kolejnym pół godziny okazało się, że ... przegapiłam swój numerek. No cóż ... widocznie mój arabski nie jest jeszcze wystarczająco dobry ... Ale ostatecznie udało się i z półtoragodzinnym opóźnieniem w stosunku do umówionej wizyty byłam już w gabinecie, tyle że przemarznięta do szpiku kości ...

poniedziałek, 24 listopada 2008

Wyprawa na wyspę

Tysiące lat temu, kiedy w Europie pierwotni myśliwi biegali po puszczy, nad żyznymi brzegami Nilu Egipcjanie stworzyli wspaniałą cywilizację. Także i dziś w dolinie i delcie Nilu mieszka około 96 proc. mieszkańców tego pustynnego kraju. Pomimo, że budowa wielkiej tamy w Asuanie spowodowała, że od 1971 Nil już nie wylewa, jak miało to miejsce przez tysiące lat, i pola nawadniane są sztucznie, życie codzienne nad brzegami Nilu nadal płynie w tym samym rytmie, co przed wiekami. Zapraszam na fotopodróż po małej wyspie Qurseya, gdzie czas już dawno stanął w miejscu i aż trudno uwierzyć, że takie miejsce znajduje się niemal w samym Centrum Kairu. Na wyspę dostać się można wyłącznie promem, a przeprawa kosztuje w jedną stronę 25 piastr, czyli około 12 groszy.








sobota, 22 listopada 2008

Magia odkrywania

Egipt jest krainą, w której z pewnością jeszcze przez bardzo, bardzo wiele lat będą odkrywane pozostałości z czasów starożytnych. Pamiętam, że wiosną odkryto na pustyni przy jednej z oaz olbrzymie cmentarzysko sprzed bodaj 2,5 tysiąca lat. Znajdowały się tam zmumifikowane ciała ludzi i zwierząt w ogromnej ilości.

My też odkrywamy coraz to nowe miejsca. Dzisiaj za pomocą programu Google Earth przyjrzeliśmy się dokładniej okolicom Sakkary i Dahszur. Okazało się, że „odnaleźliśmy” jeszcze jedną piramidę z okalającym ją kompleksem grobowym. Dla bardziej dociekliwych podajemy namiary (szerokość geograficzna: 29°50'25.55"N; długość geograficzna: 31°12'48.24"E). Postaramy się dotrzeć tam w najbliższym czasie.

W ostatnich tygodniach dokonano jednak prawdziwego odkrycia w okolicach Sakkary. Odnaleziono piramidę, która miała wysokość około 15 m i należała najprawdopodobniej do jednej z królowych. Jest to 118 piramida odkryta w Egipcie i 12 odnaleziona w Sakkarze. Więcej szczegółów znajduje się na stronie:
- BBS News: zdjęcia


Piramida schodkowa w Sakkarze

czwartek, 20 listopada 2008

Idą Święta ...

Krok po kroku, krok po kroczku,
Najpiękniejsze w całym roczku,
Idą święta, idą święta...
- Towarzystwo Przyjaciół Karpia

Święta zbliżają się wielkimi krokami, ale jak w to uwierzyć skoro temperatury w ciągu dnia nadal przekraczają 25 stopni Celsjusza i wciąż chodzimy w sandałach (z wyjątkiem Chrisa, któremu do pracy w sandałach pójść nie wypada) i krótkich rękawach. Co prawda w CSA pojawiły się już świąteczne stoiska, ale jest to miejsce dla mieszkających tu obcokrajowców, którzy w większości przypadków za dwa – trzy tygodnie tygodnie rozjadą się do swoich rodzinnych krajów, więc to jedyny sposób aby już teraz zostawili tutaj pieniądze. A Święta to przecież najlepszy okres dla handlowców ...

W Wiadomościach mówili (tak, tak możemy tu oglądać to samo, co Wy), że w Polsce wydany został „Manifest Grudniowy”, aby uwolnić listopad od Świąt. Ciekawe co powiedzieliby twórcy manifestu, gdyby zobaczyli w Egipcie, w którym 90 proc. mieszkańców stanowią muzułmanie, świąteczną choinkę i to w połowie listopada! Manager sklepu, który ją własoręcznie ubierał był bardzo dumny „Przecież w Europie już także stoją choinki.” No dobrze, ale nie jesteśmy w Europie!!!

A Wy, kupiliście już prezenty?




Na niektóre drzewa spadł już też śnieg :)))




Dla wprowadzenia w świąteczny nastrój polecam także lekturę Liberation of Santa Claus, czyli Święty Mikołaj była kobietą

środa, 19 listopada 2008

Z notatnika Chrisa: Ciąg dalszy odwiedzin u Sesostrisa

Po zapakowaniu się do samochodu ruszyliśmy na spotkanie z piramidą Sesostrisa I. Znów przedzieraliśmy się przez wąsie gruntowe drogi we wsi, nasz kierowca rozpytywał o to, jak dotrzeć do piramidy i w końcu udało się.


Uliczka w Al Liszt. U góry pozostałe po Ramadanie dekoracje

Wyjechaliśmy poza wieś na kolejny lokalny cmentarz. Tutaj były już wyłącznie piaszczyste, pustynne drogi, więc zostawiliśmy samochód przy cmentarzu i ruszyliśmy przez piaski Sahary w stronę piramidy (na szczęście do przejścia było tylko kilkaset metrów). Tu znów pojawili się strażnicy mówiący coś w rodzaju „nie można”. No cóż, skoro nie można to znaczy, że trzeba zapłacić i wówczas już można! Widok pieniędzy na tyle odmienił strażników, że oprowadzili nas dookoła piramidy, pokazali wszystkie ciekawe miejsca oraz kilka hieroglifów. Co więcej poczęstowali nas prażoną kukurydzą. Pachniała ogniskiem, a smakowała przypalonymi pieczonymi ziemniakami. Nie wypadało jednak odmówić.


Strażnik oprowadzający nas dookoła piramidy

Ta piramida też osypała się z czasem, ale pozostały nadal fragmenty ścian świątyni stojącej niegdyś przed piramidą od strony Nilu skąd transportowano ciało faraona. Zachowała się też kamienna podłoga okalająca piramidę, tak jak ma to miejsce w Gizie. Na koniec pokazano nam też dawne wejście do piramidy, które dziś niestety jest całkowicie zamurowane. Idąc już powrotem w stronę wsi zobaczyliśmy jeszcze wejście do pobliskiego grobowca – być może dawnej mastaby. Było co prawda zamknięte, ale takie miejsca pokazują ile jeszcze skarbów może się kryć w tutejszych piaskach. A propos – przed tygodniem odkryto w Sakkarze kolejną piramidę, ale o tym w następnym odcinku.

Pożegnaliśmy się więc ostatecznie z piramidą Sesostrisa I, pomachaliśmy też piramidzie Amenhotepa I i ruszyliśmy do Kairu. Droga jak to w Egipcie bywa, najeżona była poprzecznymi „śpiącymi policjantami” (Anglicy całkiem słusznie nazywają je „car breaker”). Takie spowalniacze są w Egipcie niezwykle popularnym sposobem na ograniczanie prędkości na drodze oraz niszczenie samochodów, ponieważ nie są one oznakowane i jedynym sposobem na uratowanie podwozia jest ciągłe wpatrywanie się w asfalt.

Przejeżdżaliśmy też przez wieś słynącą z wyrobu cegieł. Ciężarówki stały tu po obu stronach ulicy czekając na załadunek lub na wyjazd z cegłami do klientów. Cegły ładuje się tu na ciężarówki bez większego zabezpieczania. Jeśli więc z jakiegoś powodu cegła wypadnie z ciężarówki w czasie jazdy to już widocznie tak miało być.

W końcu dotarliśmy do promu przez Nil. Był to skrót na rogatkach Kairu, pozwalający na zaoszczędzenie kilkunastu kilometrów drogi. Poszło całkiem sprawnie – odczekaliśmy może 3 minuty i wjechaliśmy na prom, na którym już znajdował się wóz konny i kilka samochodów, a po chwili dotarł jeszcze wóz ciągnięty przez osła. Wszystko szło dobrze do momentu, w którym dobiliśmy do przeciwległego brzegu i trzeba było zjechać z promu. Niestety nabrzeże było dość strome i o ile osiołek poradził sobie z wozem, to koń pośliznął się na stalowym trapie i runął na ziemię. Skończyło się dla niego szczęśliwie, ponieważ jedynie otarł solidnie kolana, ale nogi były całe. My też wydostaliśmy się na brzeg. Przedarliśmy się przez wąskie dróżki i szczęśliwie dotarliśmy do naszej dzielnicy. Nie ma to jak w Maadi …

wtorek, 18 listopada 2008

Najważniejsze to się wyspać!

Podróże mogą zmęczyć każdego. Zamiast bezmyślnie patrzeć się w okno, lepiej spożytkować ten czas i ... się wyspać! Zanim zrozumieliśmy, co się dzieje w - a raczej „na” - samochodzie, który jechał przed nami widzieliśmy tylko powiewającą na wietrze płachtę na dachu. Po chwili spod płachty wystawały już stopy i głowy. Kiedy zatrzymaliśmy się w wiosce, aby zapytać o drogę minął nas ten sam samochód, a mężczyźni przytomnie siedzieli na dachu. Widocznie przygotowywali się do wysiadki!

niedziela, 16 listopada 2008

Z notatnika Chrisa: W odwiedzinach u Amenhotepa i Sesostrisa

Minęło już sporo czasu od chwili, gdy po raz ostatni przyszło nam zdobywać nowe piramidy. Giza, Sakkara, Dahszur czy też Medium – wszystko to już oglądaliśmy, a na mapie cały czas znajdowało się miejsce odkładane na lepszą okazję. Jest to niewielka miejscowość zwana Al Liszt. Aby trafić tam wydrukowaliśmy wcześniej widok tamtejszych okolic widzianych z satelity. Jest to jedyny sposób na to, aby mieć rzetelną mapę z widokiem dróg, domów i piramid. Kiedyś myślałem, że w Liszt jest tylko jedna piramida, ale na zdjęciu satelitarnym znalazła się po chwili druga (!), oddalona zaledwie o kilometr.


Piramida Amenhotepa I z satelity
Więcej zdjęć satelitarnych

Upragniony dzień wreszcie nadszedł. W piątkowy poranek ruszyliśmy drogą na południe, pokonaliśmy około 60 km i dotarliśmy w okolice Al Liszt. Droga w tej miejscowości była dość dziwna, ponieważ co kilkaset metrów stał uzbrojony strażnik. Po chwili wszystko się wyjaśniło – odbywał się tutaj bieg długodystansowy z udziałem biegaczy z wielu krajów świata i lokalni ludzie dostali broń, aby ubezpieczać to wydarzenie sportowe. Pytani w wiosce ludzie mówili, że piramida jest (w końcu widzieliśmy ją już z daleka), ale oczywiście co niektórzy chcieli być naszymi przewodnikami bo ponoć inaczej nie można dotrzeć do piramidy. Stwierdziliśmy, że za długo mieszkamy już w Egipcie, aby nabrać się na takie sztuczki i odjechaliśmy w stronę piramid, pozostawiając za sobą naszych niedoszłych przewodników.

Po przejechaniu typowej dla Egiptu wiejskiej drogi (niezwykle wyboistej i oczywiście gruntowej) dotarliśmy do piramidy i przyległego do niej współczesnego cmentarza. Trochę dziwny to widok, ale z drugiej strony połączenie współczesnej nekropolii ze starożytną ma pewien sens.


Piramida Amenhotepa I w Al Liszt

Bez zbędnej zwłoki wdrapaliśmy się na szczyt piramidy, chwilami było stromo, ale wspólnie z Wojtkiem dawaliśmy z siebie wszystko i się udało :) Z góry roztaczał się ładny widok na dolinę Nilu z jednej strony i pustynię z drugiej. Byliśmy, więc na szczycie piramidy Amenhotepa I, faraona XII dynastii, a nieco dalej widać było piramidę Sesostrisa I. Obie piramidy są dziś raczej piaszczystymi wzgórzami i tylko w niewielkich fragmentach zachowały się ich ściany, ale mimo wyglądają ciekawie. Po zejściu z piramidy i spacerze wzdłuż starożytnych, przyległych do niej, grobowców zauważyliśmy w końcu lokalnego strażnika. Nie mówił ani słowa po angielsku, ale przynajmniej pokazał swoją służbową legitymację. Dalsze zwiedzanie w jego towarzystwie było już niestety niezbyt udane. Nie pozwolił na sfotografowanie dawnego wejścia do piramidy i generalnie coś mówił o tym, że „nie można”. Potem okazało się, że piramidy w Al Liszt są terenem oficjalnie nie udostępnionym dla turystów i nie powinno nas tam być. No, ale na szczęście byliśmy i nie zamierzaliśmy kończyć na jednej piramidzie.


Widok z piramidy na przykryte piaskiem grobowce

Ciąg dalszy tutaj

* * *
Zobacz także:
Wszystkie posty związane z piramidami

sobota, 15 listopada 2008

Domowy fotograf

W naszym domu to ja z reguły robię zdjęcia. Efekt jest taki, że zdjęciami Chrisa z Wojtkiem lub samego Wojtka w szczególności moglibyśmy wytapetować cały dom. Ja z kolei zdjęć mam jak na lekarstwo, więc gdy rodzina prosi, abym podesłała im nasze aktualne zdjęcia – mam nielada problem. Ale dziś Chris mnie zaskoczył mówiąc „Zrobiłem Ci zdjęcie na piramidzie”. Oto ono – teraz na pewno rozpoznalibyście mnie na ulicy :)


Ja na piradzie w Al Liszt

piątek, 14 listopada 2008

Życie po śmierci

Moi panowie oszaleli na punkcie piramid. Młodszy ma bzika na punkcie wchodzenia do wnętrza - oglądanie piramid bez wejścia do środka się nie liczy, w końcu nie po to zabieramy ze sobą latarki na wyprawę. Starszy z kolei za cel postawił sobie „zaliczenie” wszystkich możliwych. Pomimo, że w Egipcie piramid jest pod dostatkiem, do „zaliczenia” pozostały nam już tylko te najmniej znane, nie odwiedzane przez turystów. Dzisiaj wybraliśmy się do Al Liszt, aby zobaczyć kolejne dwie. Okazało się jednak, że starożytne i współczesne nekropolie łączą się ze sobą – nowożytne ogroby niemal otaczają tutejsze piramidy. Rozmiar cmentarzyska zaskoczył nas tym bardziej, że znajdujące się nieopodal wioski są nie są zbyt licznie zamieszkiwane. Skąd tutaj aż tyle grobów pozostanie dla nas zagadką.



Islam nakazuje, aby ciało zmarłego pochować jeszcze w dniu śmierci, aby miał on szansę jak najszybciej stanąć przed Sądem Ostatecznym i jak najszybciej spotkać się z Bogiem, jeżeli był człowiekiem sprawiedliwym. Jeżeli natomiast zmarły był złym czowiekiem tak szybki pochówek powoduje szybkie usunięcie płynącego z niego zła. Wszystkie groby skierowane są w jednym kierunku – w stronę Mekki. Stąd tak ważne jest dla muzułmanów, aby ciało spoczęło w ziemi, a nie zostało poddane kremacji. Najciekawsze jest jednak, że mężczyźni i kobiety muszą zostać od siebie oddzieleni – nawet mąż i żona nie mogą spocząć w jednym grobie. Ma to zapewnić im prawo do ponownego wyboru żony, czy męża po śmierci. Tak więc warto starać się jeszcze podczas życia doczesnego ...

Więcej o pogrzebach w islamie na portalu arabia.pl

wtorek, 11 listopada 2008

Policyjna restauracja

W poszukiwaniu rozkoszy podniebienia co jakiś czas odwiedzamy nowe restauracje nad Nilem. Tym razem wybór padł na „Silver Nile”. Zapowiadało się wspaniale: późne popołudnie, słońce nisko nad horyzontem, refleksy na wodzie, parasole ... Już nie mogliśmy się doczekać aż wejdziemy do środka, gdy ... nagle cofnął nas policjant siedzący przy stole przed bramą:
– Bilety!
- Jakie bilety? Przecież idziemy do restauracji.
- Hamastashar (piętnaście)
- Ale jakie bilety???

Niestety zarówno policjant, jak i kelner nie mówili po angielsku. Po dłuższej konwersacji okazało się, że to jest „policyjna restauracja” i aby do niej wejść trzeba wykupić bilety.
My: Bekaam? (Ile?)
Policjant: - Hamastashar (piętnaście)
Kelner: Fifty one (pięćdziesiąt jeden)
My: To ile???

Okazało się, że siedem pięćdziesiąt od osoby, czyli łącznie piętnaście funtów ( około 7-8 złotych). Niestety kelner niezbyt dobrze znał angielski, o czym mieliśmy przyjemność przekonać się już za chwilę.

Usiedliśmy na tarasie, po Nilu pływały feluki... Wzięłam menu z sąsiedniego stołu. Oczywiście wszystko arabskimi wężami. Poprosiłam o angielską wersję. Kelmer zapytał, czy menu napojów czy jedzenia. Potem odszedł, przystanął na skraju, otworzył menu i zaczął coś szeptać (???). Okazało się, że nie ma angielskiego menu, a on ćwiczył co ma nam powiedzieć! Dowiedzieliśmy się, że jest ryba, kurczak, Cordon Blue i grill. No cóż! Trudno wybierać mając takie szczątkowe informacje. Jak próbowaliśmy się dopytać, czy jest ryż i sałatka to kelner myślał że chcemy zamówić je dodatkowo, więc szybko zamilkliśmy.

Wybraliśmy rybę, po czym czekaliśmy, czekaliśmy ... i czekaliśmy. Wojtek przerysowywał hieroglify z obrusów, ale po dobrym półgodziny wszyscy mieliśmy już dosyć. I wtedy mały turysta Wojtek nas zaskoczył „Pójdę i to załatwię!” I tak zrobił. Jak wrócił zdał relację: "Zapytałem Where is fish? (Gdzie jest ryba?), a kelner odpowiedział Just a minute (Tylko minuta)", po czym samodzielnie zamówił sobie herbatę!!!

I znowu czekaliśmy ... Głodny Polak to zły Polak, a zanim podali rybę musieliśmy zejść z tarasu do Sali restaurayjnej, bo tylko tam serwują dania!

To, co przynieśli przerosło nasze oczekiwania: każde danie to dwie olbrzymie świetnie przyrządzone ryby z grilla, kalmary i sałatki. Aż żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia. A po takim królewskim posiłku nie pozostaje nic innego, jak umyć ręce ... w wodzie z płatkami róży. Mały turysta Wojtek pilnował, aby nikt z nas o tym nie zapomniał :)


Woda do przemycia rąk

I tylko pozostaje pytanie, czy mamy ochotę i odwagę dokonać kolejnego zamówienia w ciemno, aby przekonać się, jakie smakowitości potrafi przyrządzić kucharz ...

poniedziałek, 10 listopada 2008

Z notatnika Chrisa: Pożegnanie z Zatoką Perską

Po chwili pobytu w Dubaju miałem okazję zajrzeć do lokalnej prasy. Wszyscy w Dubaju mówią po angielsku, więc większość, jeśli nie wszystkie gazety są w tym języku. Cóż można tam wyczytać?

Przygotowany przez rząd raport o przestrzeganiu praw człowieka w Emiratach Arabskich wykazał, że jest całkiem nieźle i władcy Emiratów nie zamierzają dalej dyskutować tej kwestii na forum międzynarodowym, pomimo nieco odmiennych raportów Narodów Zjednoczonych. W tym kontekście miałem okazję zobaczyć, w jakich warunkach odpoczywają robotnicy budujący jedno z nowych centrów handlowych Dubaju – okazało się, że spali w podziemnym parkingu na porozkładanych kartonach. Nie świadczy to o tym, że spędzają tak całe miesiące, a raczej, że praca trwa tu 24 godziny na dobę i zapewnie nie codziennie wracają z placu budowy do miejsca, w którym mieszkają. Mimo wszystko myślę, że forum światowe powinno bardziej zając się prawami człowieka w czarnej Afryce i Chinach niż w Emiratach, bo Emiraty Arabskie dadzą sobie z tym radę.

Jest też odrobina kryzysu finansowego, ale nie ma paniki, do Dubaju i tak będzie przyjeżdżać cała masa ludzi ze świata i zostawiać tu niemałe pieniądze.

Ciekawostką był natomiast artykuł o ochronie środowiska i dbałości o czyste powietrze. Jako że przybywa w Dubaju samochodów, zdecydowano aby te które są na drogach były jak najnowsze. W związku z tym w przyszłym roku z ulic mają zniknąć wszystkie taksówki starsze niż 6 lat (!) i zostaną one zastąpione nowymi. Kiedy porównuję to do Kairu, to tutaj taksówki mające mniej niż 6 lat stanowią nieliczne wyjątki (więcej) - ale to chyba dlatego, aby zachować na świecie pewną równowagę.

Na koniec pobytu w Dubaju przyszła jeszcze pora na zakupy w strefie wolnocłowej na lotnisku. Jest to ogromny dom handlowy o powierzchni 7 tysięcy metrów kwadratowych, który rozbudowywany jest obecnie do 15 tysięcy metrów kwadratowych. Przy wejściu jest ogromne stoisko ze złotem, a potem to już wszystko, czego dusza i ciało pragną. Taki już jest Dubaj.

* * *
Przeczytaj także:
W drodze nad Zatokę Perską
Tu wszystko jest możliwe!
Pocztówka z Dubaju

sobota, 8 listopada 2008

Powrót ze szkoły

Troska o dziecko jest pierwszym i podstawowym sprawdzianem stosunku człowieka do człowieka.
Jan Paweł II

Tak, jak w większości krajów nie należy pytać kobiety ile ma lat, tak w Egipcie dodatkowym zakazanym pytaniem w stosunku do kobiet jest „Ile masz dzieci?” . Ma to szczególne znaczenie w kraju, gdzie wielodzietność jest absolutnie naturalna. Nie udało mi się niestety dotrzeć do statystyk, ile dzieci przypada na jedną rodzinę, ale obserwując maszerujące matki z dziećmi: piątka czy siódemka wydaje się być standardem. Tak więc mężczyzna, którego celem jest zapewnienie sobie potomstwa, ma prawo wziąć kolejną żonę w przypadku problemów z ich urodzeniem przez obecną małżonkę.
Ma nawet prawo do posiadania czterech żon w tym samym czasie!
Biedne kobiety ...

Dzieci rzeczywiście są tutaj kochane bezwarunkowo, aby nie powiedzieć, że są bezkarne. Wolno im dosłownie wszystko, nawet chodzić po stole w restauracji, podczas gdy zachwycona rodzina klaszcze w ręce ze szczęścia. Ale tak liczna rodzina oznacza także kłopoty transportowe: jak przemieszczać się z taką dzieciarnią z miejsca na miejsca. Nie raz mijają nas taksówki wypchane po brzegi dziećmi, które wiszą między przednimi siedzeniami oczywiście bez zapiętych pasów (o fotelikach nie wspominając), czy śpiące niemowlaki przewożone na motorach. Ale ten widok po prostu mnie przeraził. A gdzie miłość do dzieci i troska o nie ... Muzułmanie wierzą, że i tak wszystko jest w rękach Boga – In shaa’Alllah!

piątek, 7 listopada 2008

Z notatnika Chrisa: Tu wszystko jest możliwe!

Dzisiejsze przemierzanie Dubaju rozpoczęło się od przejazdu obok słynnego, ale już starego jak na Dubaj, hotelu Al Arab zbudowanego w kształcie żagla. Kiedyś hotel ten robił gigantyczne wrażenie, ale teraz rozpłynął się wśród wielu wieżowców Dubaju. Dalej dotarliśmy do jednego z największych centrów handlowych świata, czyli do Mall of the Emirates. Można się tu poczuć dokładnie tak samo, jak w galeriach handlowych znanych z Polski – te same marki, podobny asortyment i niestety wyższe ceny. Na owe ceny niedługo przyjdzie kres, ponieważ każdego roku w lutym odbywa się w Dubaju tzw. „Festiwal Zakupów”, w czasie którego wszystkie ceny we wszystkich sklepach Dubaju są obniżone o 50 proc. Jest to ponoć okres gigantycznych pielgrzymek ludzi z całego świata zostawiających tutaj niemałe pieniądze.

Pomimo panującej w Mall of the Emirates zakupomanii, miejsce to słynie w świecie z atrakcji rekreacyjnej, jaką jest sztuczny stok narciarski. Można tu zjechać na nartach na całkiem sporym odcinku lub poszaleć na torze saneczkowym. Zadbano o każdy szczegół, a klimatyzatory pracują pełną parą.

Po wyjściu ze świątyni zakupów trzeba jeszcze chwilę odstać w kolejce do taksówki, ale jest to dość miłe czekanie, ponieważ przed głównym wejściem można zobaczyć na własne oczy najwspanialsze i najdroższe samochody świata. Największe wrażenie robił dziś sportowy Mercedes w kolorze srebra (nie mylić ze srebrnym metalikiem), z szybami i wszelkimi innymi elementami także kolorze srebra (a może to było po prosty srebro?). Silnik miło pomrukiwał, a człowiek z obsługi przeparkowywał go na właściwe miejsce. Co było w środku tego cudeńka tego nie wiem, ale pewnie wystrój musiał być niczym z ekskluzywnego statku kosmicznego.

Dalej pojechałem na małą kolację z przyjaciółmi, a spotkaliśmy się w sąsiedztwie najwyższego budynku świata. Podobno zaczęto już budowę kolejnego najwyższego budynku świata, który ma być o 300 m wyższy od obecnego.

Po kolacji przyszedł czas na dojazd do hotelu, co nie zawsze jest proste, ponieważ nowe hotele powstają tu jak grzyby po deszczu i taksówkarze nie znają tych najnowszych. Ulice już zaczęły się rozkorkowywać, a robotnicy budowlani nie przerywali swojej pracy. W tym mieście buduje się ciągle, nieprzerwanie i na ogromną skalę. Na dodatek buduje się rzeczy, które wielu ludziom się jeszcze nie śniły. Tutaj marzenia i najbardziej wyrafinowane pomysły architektów realizowane są każdego dnia!

Burj Kalifa - Najwyższy wieżowiec świata

* * *
Przeczytaj także:
Shop till you drop, czyli kupuj do upadłego
Różnice kulturowe
W drodze nad Zatokę Perską

czwartek, 6 listopada 2008

Z notatnika Chrisa: W drodze nad Zatokę Perską

Po kilku podróżach na południe i zachód od Egiptu, tym razem wywiało mnie ma wschód. Celem były Emiraty Arabskie, a konkretnie jedno z najsłynniejszych miast świata czyli Dubaj. Poranny samolot z Kairu do Dubaju odlatuje z Hali nr 2 na Terminalu nr 1. Niby mało istotna informacja, ale jeśli kogoś los rzuci kiedyś do Kairu to radzę uważać na Halę nr 2 Terminalu nr 1. Panuje tu spora ciasnota, przed wejściem do Gate’u praktycznie nie ma gdzie usiąść, a ludzie ze służb lotniska nie kwapią się, aby do owego Gate’u wpuszczać ludzi zbyt prędko. Odstałem więc niemal godzinę, ale w końcu udało się. W oczekiwaniu na dalsze kontrole zaobserwowałem pewną prawidłowość - okazało się, że wszystkie kobiety pochodzące z Emiratów i wracające do kraju są do siebie łudząco podobne. Wszystkie wyglądają jak siostry - mają niemal identyczne twarze. Przypomniało mi się wówczas stwierdzenie pewnego brytyjskiego znajomego, który mówił, iż w Arabii Saudyjskiej jest w sumie 10 rodów, czyli klanów – i na tym koniec. Uznając to za prawdę można łatwo skojarzyć, że pewnie najdalej dwa kolejne rody zamieszkują Emiraty i stąd to wzajemne podobieństwo tamtejszych kobiet. Po tych obserwacjach przyszła pora na przejazd do samolotu, start i podziwianie najpierw Morza Czerwonego, potem gęstych chmur nad Arabią Saudyjską i wreszcie Zatoki Perskiej – wspaniałe widoki!


Dubaj z obrazka

Dubaj z powietrza robi wrażenie miasta z gry komputerowej – szerokie i proste ulice, równo poustawiane budynki, niezwykłe wielopoziomowe skrzyżowania, a w dali gigantyczne wieżowce sąsiadujące z półwyspami w kształcie palm. Jakieś to wszystko nieprawdopodobne dla przybysza z Europy lub nawet Afryki Północnej, gdzie miasta kształtowały się przez wieki, a ulice rzadko są proste na całej długości.

Po wylądowaniu przeżywa się pewnego rodzaju szok. Po pierwsze niemal cała obsługa lotniska to Azjaci i to Ci skośnoocy. Jest mała domieszka Azjatów z rejonu Filipin, ale nie jest zbyt duża. Po drugie: po raz pierwszy skanowano mi oko (lewe), co było warunkiem otrzymania pieczątki w paszporcie. Po trzecie: po raz pierwszy dane mi było zobaczyć pograniczników ubranych w białe galabije i kefije, a nie mundury. Po czwarte: po raz pierwszy w kraju arabskim widziałem europejskiego kierowcę taksówki, a kilka godzin później taksówkarza - kobietę. Na szczęście hotel jest standardowy – tu mnie nic nie zaskoczyło, no może jedynie zawartość i forma apteczki jaką znalazłem na stoliku.




Prosimy o uważne zapoznanie się z zawartością :)

Osobny temat to całkowicie skośnooka obsługa hotelu i sklepów. Wygląda to trochę tak, jakby Chińczycy przy pewnym wsparciu Filipińczyków przeprowadzili inwazję na Emiraty, ponieważ jest ich w tym kraju miażdżąca większość. Widok rdzennego mieszkańca Dubaju to niemal rarytas, ale o tym w następnym odcinku.

* * *
Przeczytaj także:
Tu wszystko jest możliwe!
Shop till you drop, czyli kupuj do upadłego
Pożegnanie z Zatoką Perską

poniedziałek, 3 listopada 2008

Sezon na truskawki

Ciepłe buty, zimowa kurtka ... tak zaczyna się listopad. Chwila zadumy za tymi, którzy odeszli to także okazja do długiego jesiennego spaceru. W Egipcie atmosfera jest zgoła odmienna – słońce nadal świeci codziennie, choć czasami chowa się na chwilę za chmury. Temperatury przekraczają 25 stopni Celsjusza, a dwa tygodnie temu rozpoczął się sezon ... na truskawki.
Zajadać się nimi będziemy aż do końca maja. Niewiarygodne!


To zdjęcie zrobił Chris :)

I tylko czasami żal mi nostalgicznego nastroju, który przynosi jesień. I szelestu liści podczas spaceru. Aż trudno uwierzć, że za chwilę Boże Narodzenie, choć właśnie pojawiły się tutaj świąteczne dekoracje.