
Uliczka w Al Liszt. U góry pozostałe po Ramadanie dekoracje
Wyjechaliśmy poza wieś na kolejny lokalny cmentarz. Tutaj były już wyłącznie piaszczyste, pustynne drogi, więc zostawiliśmy samochód przy cmentarzu i ruszyliśmy przez piaski Sahary w stronę piramidy (na szczęście do przejścia było tylko kilkaset metrów). Tu znów pojawili się strażnicy mówiący coś w rodzaju „nie można”. No cóż, skoro nie można to znaczy, że trzeba zapłacić i wówczas już można! Widok pieniędzy na tyle odmienił strażników, że oprowadzili nas dookoła piramidy, pokazali wszystkie ciekawe miejsca oraz kilka hieroglifów. Co więcej poczęstowali nas prażoną kukurydzą. Pachniała ogniskiem, a smakowała przypalonymi pieczonymi ziemniakami. Nie wypadało jednak odmówić.

Strażnik oprowadzający nas dookoła piramidy
Ta piramida też osypała się z czasem, ale pozostały nadal fragmenty ścian świątyni stojącej niegdyś przed piramidą od strony Nilu skąd transportowano ciało faraona. Zachowała się też kamienna podłoga okalająca piramidę, tak jak ma to miejsce w Gizie. Na koniec pokazano nam też dawne wejście do piramidy, które dziś niestety jest całkowicie zamurowane. Idąc już powrotem w stronę wsi zobaczyliśmy jeszcze wejście do pobliskiego grobowca – być może dawnej mastaby. Było co prawda zamknięte, ale takie miejsca pokazują ile jeszcze skarbów może się kryć w tutejszych piaskach. A propos – przed tygodniem odkryto w Sakkarze kolejną piramidę, ale o tym w następnym odcinku.
Pożegnaliśmy się więc ostatecznie z piramidą Sesostrisa I, pomachaliśmy też piramidzie Amenhotepa I i ruszyliśmy do Kairu. Droga jak to w Egipcie bywa, najeżona była poprzecznymi „śpiącymi policjantami” (Anglicy całkiem słusznie nazywają je „car breaker”). Takie spowalniacze są w Egipcie niezwykle popularnym sposobem na ograniczanie prędkości na drodze oraz niszczenie samochodów, ponieważ nie są one oznakowane i jedynym sposobem na uratowanie podwozia jest ciągłe wpatrywanie się w asfalt.
Przejeżdżaliśmy też przez wieś słynącą z wyrobu cegieł. Ciężarówki stały tu po obu stronach ulicy czekając na załadunek lub na wyjazd z cegłami do klientów. Cegły ładuje się tu na ciężarówki bez większego zabezpieczania. Jeśli więc z jakiegoś powodu cegła wypadnie z ciężarówki w czasie jazdy to już widocznie tak miało być.
W końcu dotarliśmy do promu przez Nil. Był to skrót na rogatkach Kairu, pozwalający na zaoszczędzenie kilkunastu kilometrów drogi. Poszło całkiem sprawnie – odczekaliśmy może 3 minuty i wjechaliśmy na prom, na którym już znajdował się wóz konny i kilka samochodów, a po chwili dotarł jeszcze wóz ciągnięty przez osła. Wszystko szło dobrze do momentu, w którym dobiliśmy do przeciwległego brzegu i trzeba było zjechać z promu. Niestety nabrzeże było dość strome i o ile osiołek poradził sobie z wozem, to koń pośliznął się na stalowym trapie i runął na ziemię. Skończyło się dla niego szczęśliwie, ponieważ jedynie otarł solidnie kolana, ale nogi były całe. My też wydostaliśmy się na brzeg. Przedarliśmy się przez wąskie dróżki i szczęśliwie dotarliśmy do naszej dzielnicy. Nie ma to jak w Maadi …
1 komentarze:
A ja myślę, że to Wy jesteście na najlepszej drodze, aby odkryć kolejną piramidę...
Super wycieczka :))
Pozdrawiam
Prześlij komentarz