czwartek, 6 listopada 2008

Z notatnika Chrisa: W drodze nad Zatokę Perską

Po kilku podróżach na południe i zachód od Egiptu, tym razem wywiało mnie ma wschód. Celem były Emiraty Arabskie, a konkretnie jedno z najsłynniejszych miast świata czyli Dubaj. Poranny samolot z Kairu do Dubaju odlatuje z Hali nr 2 na Terminalu nr 1. Niby mało istotna informacja, ale jeśli kogoś los rzuci kiedyś do Kairu to radzę uważać na Halę nr 2 Terminalu nr 1. Panuje tu spora ciasnota, przed wejściem do Gate’u praktycznie nie ma gdzie usiąść, a ludzie ze służb lotniska nie kwapią się, aby do owego Gate’u wpuszczać ludzi zbyt prędko. Odstałem więc niemal godzinę, ale w końcu udało się. W oczekiwaniu na dalsze kontrole zaobserwowałem pewną prawidłowość - okazało się, że wszystkie kobiety pochodzące z Emiratów i wracające do kraju są do siebie łudząco podobne. Wszystkie wyglądają jak siostry - mają niemal identyczne twarze. Przypomniało mi się wówczas stwierdzenie pewnego brytyjskiego znajomego, który mówił, iż w Arabii Saudyjskiej jest w sumie 10 rodów, czyli klanów – i na tym koniec. Uznając to za prawdę można łatwo skojarzyć, że pewnie najdalej dwa kolejne rody zamieszkują Emiraty i stąd to wzajemne podobieństwo tamtejszych kobiet. Po tych obserwacjach przyszła pora na przejazd do samolotu, start i podziwianie najpierw Morza Czerwonego, potem gęstych chmur nad Arabią Saudyjską i wreszcie Zatoki Perskiej – wspaniałe widoki!


Dubaj z obrazka

Dubaj z powietrza robi wrażenie miasta z gry komputerowej – szerokie i proste ulice, równo poustawiane budynki, niezwykłe wielopoziomowe skrzyżowania, a w dali gigantyczne wieżowce sąsiadujące z półwyspami w kształcie palm. Jakieś to wszystko nieprawdopodobne dla przybysza z Europy lub nawet Afryki Północnej, gdzie miasta kształtowały się przez wieki, a ulice rzadko są proste na całej długości.

Po wylądowaniu przeżywa się pewnego rodzaju szok. Po pierwsze niemal cała obsługa lotniska to Azjaci i to Ci skośnoocy. Jest mała domieszka Azjatów z rejonu Filipin, ale nie jest zbyt duża. Po drugie: po raz pierwszy skanowano mi oko (lewe), co było warunkiem otrzymania pieczątki w paszporcie. Po trzecie: po raz pierwszy dane mi było zobaczyć pograniczników ubranych w białe galabije i kefije, a nie mundury. Po czwarte: po raz pierwszy w kraju arabskim widziałem europejskiego kierowcę taksówki, a kilka godzin później taksówkarza - kobietę. Na szczęście hotel jest standardowy – tu mnie nic nie zaskoczyło, no może jedynie zawartość i forma apteczki jaką znalazłem na stoliku.




Prosimy o uważne zapoznanie się z zawartością :)

Osobny temat to całkowicie skośnooka obsługa hotelu i sklepów. Wygląda to trochę tak, jakby Chińczycy przy pewnym wsparciu Filipińczyków przeprowadzili inwazję na Emiraty, ponieważ jest ich w tym kraju miażdżąca większość. Widok rdzennego mieszkańca Dubaju to niemal rarytas, ale o tym w następnym odcinku.

* * *
Przeczytaj także:
Tu wszystko jest możliwe!
Shop till you drop, czyli kupuj do upadłego
Pożegnanie z Zatoką Perską

3 komentarze:

joanna pisze...

To dopiero ciekawostki...
Przeczytałam, co zawiera apteczka - bardzo dobre zaopatrzenie ;))

Anonimowy pisze...

Ja mam zupelnie inne pytanie. Wiem, ze Jan Kulczyk inwestuje w Dubaju. Nigdzie nie moge znalezc informacjo czy w dobie kryzysu cosw z tego wyszlo. Moze cos wiesz? Napisze o tym w swojej notce, ten budynek powstal ostatecznie?

PS. Apteczka smieszna :)

Kroniki egipskie pisze...

Nie mam informacji na temat inwestycji Jana Kulczyka w Dubaju. Pewnie najłatwiej byłoby to wyszukać wśród polskich źródeł i danych.