Wchodząc do szpitala w czasie modlitwy można się trochę zdziwić. Cały hol wyłożony jest zielonymi dywanami, na których mężczyźni oddają się modlitwie. Jest wówczas problem, aby przecisnąć się do poczekalni. Ale jeżeli już nam się udało, wówczas trzeba wziąć numerek. Nie ma znaczenia, że wizyta była umówiona na konkretną godzinę i tak trzeba swoje odczekać ...
Wzięłam więc numerek i zapytałam w jakim języku będą go wywoływać.
- „Don’t worry!” (Proszę się nie martwić) – usłyszałam odpowiedź.
Więc przez pierwsze pół godziny się nie martwiłam, po czym dowiedziałam się że jeszcze dwie osoby są przede mną. Powoli traciłam cierpliwość, ale dla ukojenia nerwów w poczekalni jest telewizor, z którego sączy się dźwięk modlitwy, któremu towarzyszy widok płynącej wody. Pełny relaks! Szkoda tylko, że pomimo, że lato się już dawno skończyło klimatyzacja pracuje na najwyższych obrotach i jest zimno, jak w lodówce.

Poczekalnia i kojąca modlitwa z telewizora
Cały czas nasłuchiwałam, ale numery wywoływane były po arabsku i to po kilka naraz. Po kolejnym pół godziny okazało się, że ... przegapiłam swój numerek. No cóż ... widocznie mój arabski nie jest jeszcze wystarczająco dobry ... Ale ostatecznie udało się i z półtoragodzinnym opóźnieniem w stosunku do umówionej wizyty byłam już w gabinecie, tyle że przemarznięta do szpiku kości ...
2 komentarze:
Mam nadzieję, że nie przeziębiłaś się
Aniu :))
Pozdrawiam i życzę cierpliwości :))
Dziękuję. Wszystko dobrze.
Właśnie wróciliśmy z wyprawy na pustynię, więc mieliśmy okazję trochę wygrzać stare kości :)
Prześlij komentarz