sobota, 28 lutego 2009

To powiedz to uszom!

Wojtek (lat prawie 5) od jakiegoś czasu miał problem z uszami. Najczęściej zatykały mu się podczas podróży samochodem, ale i w domu. Uszy zostały wyleczone, co zostało stwierdzone przez laryngologa, który dla potwierdzenia wykonał także komputerowe badanie ucha środkowego. I co z tego, skoro pozostał strach, że znowu się zatkają.
- Więc już na zapas krzyczał: „Mama, uszy!”.
- Nie pozostało mi nic innego do stwierdzenia, jak to, że lekarz powiedział, że nie mają prawa się zatykać.
- „To powiedz to uszom!” - odpowiedział rezolutnie.

czwartek, 26 lutego 2009

Potomkowie faraonów

Koptowie to chrześcijanie zamieszkujący przede wszystkim Egipt. Pomimo, że na co dzień posługują się językiem arabskim (czy raczej jego egipską odmianą) w czasie liturgii korzystają z języka koptyjskiego. Jest to język mówiony, który przetrwał od czasów faraonów i uznawany jest za najstarszy język świata będący wciąż w użyciu. Alfabet koptyjski reprezentuje ostani etap rozwoju hieroglifów, zmodyfikowany pod wpływem pisma greckiego. Właśnie dlatego, choć koptyjskie litery do złudzenia przypominają greckie, Grecy nie potrafią odczytać ich znaczenia.


Pismo koptyjskie

Koptyjscy mnichowie, którzy poza Kairem zamieszkują głównie w klasztorach, są dumni, że są potomkami faraonów i z dumą prezentują swoje śpiewy. Melodia pochodząca z czasów faraonów wygrywana jest na dwóch melatowych, uderzanych o siebie talerzach.

Najbardzej tajemniczym momentem podczas zwiedzania klasztoru w Wadi Natrun jest jednak „magia światła”, czyli oświetlanie ścian za pomocą jasnego przedmiotu ustawionego na linii promieni słonecznych dostających się tutaj poprzez niewielkie i nieliczne otwory w suficie. Wystarczy wówczas biała kartka papieru, by stała się jasność! Ale ... osoba z naszej grupy ubrana w białą koszulkę oświetlała ściany za pomocą swojego ... brzucha :) Podobno ta właśnie metoda (biała kartka, a nie biały brzuch, oczywiście :) wykorzystywana była w czasach faraonów do oświetlania mrocznych mastab i piramid podczas wykonywania malunków i hieroglifów.


I stała się jasność ...

* * *
Przeczytaj także:
Klasztory w Wadi Natrun
Drzwi Symboli
Wszystkie posty związane z Koptami

środa, 25 lutego 2009

Nie pal papierosów!

Palenie papierosów jest w Egipcie rzeczą naturalną. Nie raz zdarzyło mi się jechać taksówką, której kierowca palił w czasie jazdy. A palenie shishy to już prawdziwa rozkosz. Można wybrać tytoń o dowolnym zapachu, np. jabłka, mango, wanilli, brzoskwini, róży. Nie ukrywam, że lubię woń rostaczającą się wokół osób palących shishę, szczególnie w zaułkach islamskiego Kairu. Widok tradycyjnie ubranych mężczyzn palących tytoń z tego przepięknego przedmiotu także ma swój urok. Niestety, to co pięknie wygląda nie zawsze jest dobre dla naszego zdrowia. Okazuje się, że wypalenie jednej shishy, choć dym filtrowany jest w wodzie, dostarcza do organizmu porcję nikotyny zawartej w paczce papierosów!

Aby walczyć z tym nałogiem w ubiegłym roku przeprowadzony został konkurs na zdjęcia, które zamieszczone na pudełku z papierosami, mają zniechęcać do palenia. Wybranych zostało 5 zdjęć na 5 kolejnych lat. W ubiegłym roku było to zdjęcie z mężczyzną, a w tym roku pojawiło się zdjęcie z dzieckiem. Szokujące? Nie pal!!!

poniedziałek, 23 lutego 2009

Arab, czy Egipcjanin?

Wiele osób, z którymi przyszło nam rozmawiać na temat mieszkańców Egiptu, mówi, że tutejsi Arabowie są … i tu padają różne przymiotniki w zależności od tego, jak kto lubi mieszkańców tego kraju. W powyższym stwierdzeniu jest jednak podstawowy błąd – Egipcjanie nie są Arabami. Prawdą jest, że większość z nich to muzułmanie, ale to jeszcze nie oznacza, że Arabowie. Z Egipcjanami jest jak z Turkami – wyznają religię muzułmańską, ale jako nacja są społecznością zupełnie odrębną. Swego czasu w programie Discovery Channel prezentowano wyniki badań genetycznych, jakie przeprowadzono w Egipcie. Wyniki były zaskakujące, choć z drugiej strony oczywiste. Okazało się, że około 80 proc. dzisiejszych Egipcjan to bezpośredni potomkowie Egipcjan starożytnych. Jedynie pozostałe 20 proc. to mieszanka innych nacji: Arabów, Turków, przybyszów w czarnej Afryki, itd.

sobota, 21 lutego 2009

Czarna góra – wyprawa przez piaski pustyni

Od jakiegoś czasu planowaliśmy odkrycie grobowców leżących w Dahszur. Miejsce to jest trzecim pod względem wielkości skupiskiem piramid w Egipcie, zaraz po Gizie i Sakkarze. Byliśmy już tu przynajmniej dwa razy, ale jak dotychczas nasze zwiedzanie kończyło się na Czerwonej Piramidzie Snefru i podziwianiu z daleka pozostałych dwóch piramid – tzw. Piramidy Łamanej wzniesionej także na polecenie faraona Snefru oraz Piramidy Czarnej faraona Amenemheta III. Oglądając Dahszur na zdjęciach satelitarnych widać, że wokół Czarnej Piramidy znajduje się coś na wzór grobowców, więc tym razem za cel postawiliśmy sobie dodarcie właśnie do tych miejsc.


Piramida Łamana Snefru

Po dotarciu do punktu sprzedaży biletów zapytaliśmy, jak do niej dostać. Odpowiedziano nam, że się nie da, bo dotrzeć można tylko do Piramidy Łamanej Snefru. Podjechaliśmy więc grzecznie do Piramidy Snefru, która z bliska robi ogromne wrażenie – jest bardzo potężna i posiada oryginalną okładzinę, która kiedyś ponoć lśniła w słońcu. Kiedy wznoszono tę piramidę, postawiono sobie za cel aby była obiektem wysokim, wręcz strzelistym. Jednak w połowie prac budowniczowie doszli do wniosku, że konstrukcja może nie wytrzymać swojego ciężaru i zmieniono nachylenie ścian na bardziej łagodne. Piramida straciła na swojej wysokości, ale nie dość że udało się ją zbudować, to przetrwała przez kilka tysięcy lat.

Za tą wielką piramidą schowana jest piramida wysokości bodaj 10 metrów, na którą wspinają się docierający tu podróżnicy – także i my. Widoki były wspaniałe, ale pamiętaliśmy o głównym celu naszej wyprawy, a mianowicie o Czarnej Piramidzie. Mieliśmy świadomość, że strażnicy w Dahszur mogą nas zatrzymać na początku lub nawet w połowie drogi, więc ruszyliśmy chyłkiem omijając wszystkie wzniesienia i przechodząc wyłącznie dolinami. Do przejścia mieliśmy około 1,5 km, więc poszło w miarę sprawnie. Byliśmy przekonani, że Czarna Piramida Amenemheta III zbudowana jest z bazaltu, ale na miejscu okazało się, że jest to ogromna budowla z cegły mułowej. Dziś wygląda, jak wielka góra, ale kiedy stoi się u stóp tej piramidy widać, jej dawną potęgę. Niestety piramida ta leży około 1 km od pobliskich osiedli i jest to jedno z miejsc zabawy tutejszych dzieci, które wspinają się na sam szczyt, co z pewnością jej nie służy. Cegły mułowe "pałętają się" po zboczach i wokół piramidy, jeśli więc ktoś miałby ochotę, to mógłby nazbierać całe wory starożytnych cegieł, aby zabrać je do domu i zbutować sobie piramidę w ogródku.


Czarna Piramida Amenemheta III

Po dłuższej chwili podziwiania tego arcydzieła architektury ruszyliśmy na południe, gdzie miały znajdować się mastaby i grobowce. W Dahszur nie trzeba szukać daleko. Pierwsze grobowce wyłoniły się z piasku po kilkuset metrach marszu, a stamtąd zobaczyliśmy kolejne dwa miejsca, z których jeden był imponującym cmentarzyskiem z kamienną mastabą, wokół której rozsiane były pomieszczenia z cegly mułowej. Musiała to być ogromna nekropolia, ciągnąca się w starożytności aż po horyzont. Dodatkowo w drodze powrotnej okazało się, że KAŻDE tutejsze wzniesienie to mastaba. Przy każdym wykonano próbne wykopy i widać jak na dłoni, że każdy wykop natrafił na kamienną ścianę mastaby.

PS.
Po powrocie do piramidy Snefru, odbyliśmy pouczającą rozmowę z tutejszym policjantem na temat obszarów strzeżonych i niestrzeżonych. Otóż Czarna Piramida jest obszarem niestrzeżonym i turyści nie mogą tam samowolnie chodzić. Popełniliśmy więc może nie wykroczenie, ale przynajmniej błąd zapuszczając się tam – nie dyskutowaliśmy z tym smutnym panem, ponieważ biegające po Czarnej Piramidzie egipskie dzieci przekonały nas o tym, że warto było tam pójść i zobaczyć to miejsce dopóki jeszcze istnieje.

sobota, 14 lutego 2009

Walentynki, Walentynki ...

Specjalnie dla Was Walentynkowe prezenty prosto z Kairu :)
Bawcie się dobrze!



piątek, 13 lutego 2009

Polska w Kairze

... uffff ... Międzynarodowy Tydzień mamy już za sobą. Możemy być dumni, że nasz kraj był tak mocno widoczny, pomimo że polskie dzieci stanowią w tej szkole zaledwie około 1 proc. uczniów. Nie dość, że jedna z klas na ten tydzień przemieniła się w Polskę, to wśród trzech narodowych tańców odtańczonych podczas uroczystej gali zatańczony został Krakowiak. Punktem kulminacyjnym była parada w strojach narodowych oraz degustacja przysmaków z całego świata. Na naszym stoisku wśród dzieci największym powodzeniem cieszyło się Ptasie Mleczko, Michałki i polskie słodycze, a wśród dorosłych ... wieprzowe kabanosy (prosto z Polski!). Dyrektor szkoły kilkukrotnie wracał po nie ... tak przypadkiem przechodził :)



Ale nie oznacza to dla nas zasłużonego odpoczynku. W przyszłym tygodniu zaczyna się Tydzień Indiański. Już dostałam zaproszenie do pomocy przy przeprowadzeniu indiańskich konkurencji oraz przepis na ugotowanie indiańskiego dania ... dla całej klasy!

środa, 11 lutego 2009

Pospolite ruszenie!

W szkole, do której chodzi Wojtek właśnie trwa Międzynarodowy tydzień. To doskonała idea, aby dzieciom z całego świata pokazać, czym charakteryzują się kraje, z których pochodzą ich koledzy.
W szkole jest trójka dzieci z Polski, więc jedna z klas reprezentuje nasz kraj. Już od ubiegłego tygodnia dzieci uczą się m.in. o bursztynach, kopalni soli w Wieliczce, Krakowie i Smoku Wawelskim. Kiedy w ubiegłym tygodniu pojawiliśmy się w klasie dzieci niemal rzuciły się na nas: „Jesteście z Polski?” (jakbyśmy przynajmniej przylecieli z kosmosu :))
- Będziecie nas uczyć polskich piosenek?
Na piosenki niestety zabrakło czasu, ale jutro dzieci odtańczą przed całą szkołą Krakowiaka.

Panie wraz z dziećmi zamieniły klasę w Polskę, a przy wejściu zrobiły punkt graniczny z kontrolą paszportową (to nic, że jesteśmy w strefie Schengen). Niestety łowickie wycinanki okazały się chyba zbyt dużym wyzwaniem. Ale nie dla nas! Czasu było mało – mieliśmy tylko jedno popołudnie, więc zwołaliśmy pospolite ruszenie! Trzy inne rodziny zjawiły się w naszym domu i ... poczuliśmy się, jakby czas cofnął się o 100 lat. Dzieci bawiły się razem, panie domu robiły wycinanki, a panowie ... popijali piwo!
I tak po trzech godzinach wytężonej pracy dekoracje były gotowe!

Skarbiec jaskiniowców

Patrząc na mapę Egiptu, widać jak delta Nilu rozkłada się jak wachlarz, którego początek umiejscowiony jest w Kairze. Nieco na północ od miasta, Nil zaczyna dzielić się na liczne odnogi zmierzające do Morza Śródziemnego. Patrząc na południe od Kairu, Nil daje życie wzdłuż trasy, którą przepływa. Wszystko, co jest na pustyni i zyskało status Oazy jest zasilane wodą, która znajduje się pod pustynią i nie ma nic wspólnego z Nilem. Jest tylko jeden wyjątek – oaza Fajum. Miejsce to oddalone jest około 100 km na południowy zachód od Kairu i jest ogromnym zielonym ogrodem, wokół którego są nawet typowe dla pustyni słone jeziora. Wyjątkowość tej oazy polega też na tym, iż woda dociera tu z Nilu dzięki naturalnym oraz sztucznym dopływom. Była to niegdyś letnia rezydencja faraonów, a obecnie jest to centrum rolnicze zaopatrujące Kair w warzywa i owoce. Wiele miejsc oazy położonych jest poniżej poziomu morza, co ułatwiło dopływ wód Nilu i dało temu miejscu życie.





Kamienne monety

Co ciekawe, w okolicznych słonych jeziorach pełno jest drobnych muszli znanych z nadmorskich plaż. Kiedy dotarliśmy w pobliże jednego z takich jezior, postanowiliśmy podejść do jego brzegu, ale na początek naszą uwagę przykuły specyficzne kamienie rozrzucone na piasku pustyni. Wyglądały jak monety, były płaskie, niemal idealnie okrągłe i wielkością dochodziły do znanej nam monety 5zł. Kamienne monety rozpościerały się na całej przestrzeni aż po horyzont – czuliśmy się jak w skarbcu jaskiniowców. Poza tymi „monetami” można było też doszukać się kamieni z odciskami prehistorycznych skorupiaków i innych stworzeń zamieszkujących przed tysiącami lat to miejsce, które kiedyś było dnem morza. Mały turysta Wojtek uzbierał całe kieszenie kamiennych monet, odciśniętych muszli oraz kamieni, które jego zdaniem mogły być kawałkami kości dinozaurów.


Dawne dno morza; Sahara w okolicach oazy Siwa


Zobacz także:
Kamienne lasy
Wieloryby na pustyni
Jaja dinozaurów

niedziela, 8 lutego 2009

Prawda o galabiji

Galabija jest tradycyjnym strojem męskim noszonym głównie w krajach arabskich. Nie zapomnę wrażenia, kiedy będąc po raz pierwszy w kraju muzułmańskim, na ulicach Ammanu, większość mężczyzn nosiła ten strój. Ach jak egzotycznie ... , nie wiedziałam w którą stronę się obejrzeć :)

Przyjeżdżając do Egiptu zwróciłam uwagę, że tutaj galabija nie jest już tak popularna. No cóż, pomyślałam, widocznie tutejsi mężczyźni wolą, na wzór europejski, chodzić w spodniach. Kilka dni temu zostałam jednak wyprowadzona z błędu. W Egipcie galabiję noszą przede wszystkim osoby biedniejsze: portierzy (bawaabi), sprzedawcy, ogrodnicy ... Można ją także nosić po domu. Ale już pracownikom biur i urzędów do pracy wstęp w galabiji wzbroniony!

piątek, 6 lutego 2009

Zielono mi ...

czwartek, 5 lutego 2009

Podatki na deser

Patrząc na ceny wycieczek do Kairu, szczególnie „last minute” w których za tysiąc złotych z kawałkiem mamy przynajmniej 7-dniowy pobyt w czterogwiazdkwym hotelu z pełnym wyżywieniem i przelotem, mogłoby się wydawać, że życie tutaj prawie nic nie ksztuje. Nic bardziej mylnego! Muszę przyznać, że wypłatę przede wszystkim przejadamy – owoce i warzywa kosztują majątek, szczególnie w dzielnicy w której mieszkamy, a w sklepach spożywczych prawie wszystkie towary są importowane, co przecież kosztuje!

Od czasu do czasu warto jednak skosztować egipskiej kuchni, a różnego typu restauracji i barów tu nie brakuje. Zazwyczaj długo studiujemy kartę wyszukując coraz to nowych przysmaków. Na pierwszy rzut oka ceny są przyzwoite, ale nie dajcie się zwieźć! Na dole menu drobnym drukiem jest napisane, że do ceny należy dodać 12 proc. serwisu, 10 proc. podatku i ... bakshish dla kelnera (to nie jest już napisane, ale to przecież oczywiste). Raz popełniliśmy faux pas i założyliśmy, że skoro płacimy za serwis, to znaczy że zapłaciliśmy za obsługę. Kelner był na nas wręcz obrażony, choć po poprzedniej wizycie witał nas z uśmiechem od ucha do ucha.



Wszystko ma jednak swoje granice. W jednej z restauracji w naszej dzielnicy, która nie jest dzielnicą turystyczną, do rachunku oprócz 12 proc. serwisu i 10 proc. podatku doliczne zostało dodatkowe 10 proc. Za co? Opłata turystyczna! Ale my nie jesteśmy turystami!

niedziela, 1 lutego 2009

Artysta w każdym z nas

Odkryłam miejsce niezwykłe. Miejsce, które powstało dzięki marzeniom o sztuce i lepszej przyszłości dla innych. Miejsce, w którym kreatywność zwykłych wiejskich dzieci znajduje wyraz w ich późniejszej sztuce. Każdy może być artystą! – takie przekonanie miał Wissa Wassef założyciel Art Center w Kairze. Dzięki niemu ubogie wiejskie dzieci mogą realizować swoje marzenia oraz zarabiać na sztuce w dorosłym życiu. Warunek jest jeden: tylko zaczynając jako dziecko można odpowiednio rozwinąć wyobraźnię.

"Miałem niejasne przekonanie, że każda istota ludzka urodziła się artystą, ale ten dar może być rozwijany tylko jeżeli artystyczna aktywność jest wykorzystywana od wczesnego dzieciństwa, poprzez praktykę ... Kreatywna energia przeciętnej osoby jest blokowana przez system edukacji oraz wpływ masowych technologii na każdą dziedzinę współczesnego życia ".
Ramses Wissa Wassef


Farbowanie batiku

Wissa Wassef Art Center jest miejscem, gdzie codziennie można na żywo zobaczyć, jak tworzona jest ceramika, batiki i gobeliny. Najbardziej niesamowite jest, że wszystkie pomysły przenoszone są bezpośrednio na różne materiały. Kobiety tkające dywany z ogromną ilością szczegółów - postaci i zwierząt nie mają podłożonego pod spód żadnego wzoru. Po prostu tkają to, co podpowiada ich wyobraźnia. A batki są tak piękne, że choć kupiłam jeden to wciąż mi za mało. Wracam tam w następną środę!

Więcej o Wissa Wassef Art Center