poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Święta, święta ponad wszystko…

W ostatnią niedzielę - 19 kwietnia - przypadło koptyjskie święto Wielkiej Nocy. Przygotowania do świąt w koptyjskiej odmianie chrześcijaństwa wiążą się z 53-dniowym postem, w czasie którego nie spożywa się słodyczy, mięsa, masła i innych tego typu pokarmów kojarzących się z dobrobytem (więcej o koptyjskich postach). W tym czasie muzułmanie żyją swoim zwyczajnym rytmem. Wielkanocna Niedziela jest dniem, który jest teoretycznie wolny od pracy dla koptyjskich chrześcijan, ale w praktyce jest to dzień wolny dla wszystkich niezależnie od wyznania. To jednak jest dopiero pierwszy dzień Świąt, ponieważ przypadający po Wielkiej Nocy poniedziałek jest w Egipcie obchodzony jako Pierwszy Dzień Wiosny. Shams El Nessim (wąchanie/ wdychanie wiatru) - jest to święto, którego korzenie sięgają czasów faraonów (2700 roku przed naszą erą) i obchodzone jest przez całą społeczność egipską. Wszyscy wylegają na ulice lub wyjeżdżają poza miasto, wypoczywają, spotykają się ze znajomymi i co ciekawe malują jajka. Cały Egipt przygotowuje wiosenne pisanki!



My znaleźliśmy wspaniałą cukiernię, w której przygotowano wiele pisanek z czekolady – wyglądało to bardzo znajomo, a smakowało wyśmienicie!



A co ze świętowaniem i urlopami – Egipcjanie najczęściej mają wolne niezależnie od tego, czy dane święto jest muzułmańskie, czy też chrześcijańskie, a jeśli dodać do tego 34 dni urlopu w roku, które w większości firm przysługują pracownikom, to dni pracujących pozostaje stosunkowo niewiele. Jeśli komuś jednak wciąż mało, to w niektórych firmach pracownicy biurowi mogą jeden dzień w tygodniu zadeklarować jako dzień pracy z domu, co w rzeczywistości przekłada się najwyżej na 2 lub 3 przepracowane godziny w czasie takiego dnia. No i to już chyba wszystko, … bo odrobinę jednak trzeba popracować.

* * *
Zobacz także:
Kair - miasto, które nigdy nie usypia
Czas na piknik!
Yalla Habibi!

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Z notatnika Chrisa: Perła w cesarskiej koronie

Wiele lat temu wpadł mi w ręce album o Libii, i po przewertowaniu kilku stron natknąłem się na wspaniałe zdjęcia jeszcze wspanialszego starożytnego miasta, jakim jest Leptis Magna. Z dzisiejszej perspektywy wiem, że warto mieć marzenia. Kiedy byłem w Libii przed miesiącem nie było czasu, aby się gdziekolwiek wybrać ale tym razem plan został tak ułożony, abym miał kilka godzin na małą wyprawę.



Leptis Magna położona jest około 120km na wschód od Trypolisu. Dojazd jest doskonały - oba miejsca łączy autostrada, więc można sprawnie przemknąć tą drogą podziwiając Morze Śródziemne i piękne nadmorskie okolice. Starożytne miasto rozpoczęło swą historię około VII wieku p.n.e. ale rozkwit miasta rozpoczął się za panowania cesarza Oktawiana Augusta (około roku 0), a uwieńczeniem rozwoju Leptis było nadanie mu statusu stolicy prowincji Trypolitania w 305 roku n.e. Miasto było arcydziełem rzymskiej planistyki. Ulice były doskonale wytyczone i odpowiednio szerokie, budynki użyteczności publicznej zostały rozlokowane w odpowiednich miejscach – wszystko miało swój porządek, odpowiednią wielkość i co równie istotne, było wykonane z niebywałą starannością. Dowody owej staranności widoczne są do dziś na każdym kroku, ponieważ zachowała się ogromna ilość płaskorzeźb, kolumn i wszelakich budynków zdobionych scenami z historii oraz legend Rzymu i północnej Afryki.

Obecnie zwiedzanie Leptis Magna rozpoczyna się od głównego skrzyżowania, na którym stoi wspaniały tetrapylon wyznaczający 4 ulice oraz podstawowe kierunki: do Rzymu (czyli w stronę portu), na wschód, na zachód do Sabaty i Kartaginy oraz na południe w stronę pustyni. Idąc na wschód dociera się do ogromnych term Hadriana, które kiedyś dawały wytchnienie w niezliczonych basenach i saunach. Za termami usytuowane zostały Forum i Bazylika – rozmiary obu budowli są gigantyczne. Idąc dalej, niemal do samego morza, dociera się do pozostałości budynku senatu oraz kilu świątyń. Dookoła rozciąga się też niezliczona liczba pozostałości po nadbrzeżnych magazynach i składach materiałów wszelkich.

To oczywiście jeszcze nie wszystko – dalej jest jeszcze teatr, główny plac miasta i wiele pomniejszych świadectw wspaniałości tego miejsca. W oddali wydać też ogromną Arenę mieszczącą niegdyś 25 000 osób, gdzie rozgrywano walki gladiatorów i ścigano się rydwanami.

W kilku słowach można powiedzieć że Leptis Magna zapiera dech i powoduje że serca podróżników biją szybciej.

sobota, 4 kwietnia 2009

Wiosna w Kairze

Tak, tak ... Naoglądałam się już Waszych wiosennych zdjęć i zatęskniłam za polską wiosenną roślinnością. Może trudno w to uwierzyć, ale w Kairze także mamy wiosnę!

Zaczęły kwitnąć różne przepiękne drzewa, których nazwy (ze względu na egzotykę ) nie zawsze są mi znane.

Na drzewach pojawiają się nowe liście (to nieprawda, że w Egipcie są tylko palmy ;).


Ptaki śpiewają jak wściekłe i dzisiaj, po raz pierwszy w tym roku, usłyszałam żaby. To wcale nie żart! Choć nigdy nie spojrzałam im w oczy, oceniając je jedynie po wydawanych odgłosach muszę stwierdzić, że muszą być wielkie jak smoki!

Pocztowy labirynt - szczęśliwe zakończenie

... a nasza paczka leżała sobie na jednej z półek i wypłakiwała za nami oczy. Po naszym przyjściu Pierwsza Urzędniczka wpisała odpowiednią adnotację do swojej księgi i rozpoczęła swego rodzaju reakcję łańcuchową odsyłając nas do innej Urzędniczki odpowiedzialnej za sprawy celne. Problem jednak w tym, że tej Urzędniczki jeszcze nie było w pracy. Tak więc w międzyczasie poszliśmy do Urzędniczki numer 3, która dała nam dwie płachty druków formatu A3. Po wypełnieniu druków zanieśliśmy je z powrotem do Urzędniczki numer 2, która już przeszła do pracy. Ta wpisała coś do swojej księgi i odesłała nas do Urzędniczki numer 4. Ta znowu dokonała jednej adnotacji i odesłała nas do Urzędniczki numer 2. Urzędniczka ta rozdysponowała jakieś zadania dwóm innym Urzędniczkom (numer 5 i 6) i okazało się w końcu ile trzeba zapłacić za cło – a było co płacić. Początkowo miało to być 700 funtów (!), ale po negocjacjach skończyło się na 150-ciu.

Poszliśmy, więc zapłacić do Urzędniczki numer 7. Potem Urzędniczka numer 2 przekazała sprawę Urzędniczce numer 8, a ta miała za zadanie skontaktować się z „Uczonym w piśmie” (Urzędnik numer 9), aby sprawdzić czy nasze broszury mają odpowiednią treść. Urzędnik numer 9 wziął do ręki mapę Polski do góry nogami i zapytał, czy jest to mapa świata. Włożyliśmy między dokumenty 20 funtów i odpowiedzieliśmy, że jest to mapa Polski, a dla łatwiejszego i szybszego sprawdzenia wszystkich kilkudziesięciu broszur proponujemy przerzucić kartkę we wspomnianych dokumentach. Poskutkowało i magiczny stempel natychmiast wylądował we właściwym miejscu. Sprawa wróciła więc do Urzędniczki numer 8, a ta zapytała Urzędniczkę numer 10, ile należy zapłacić za to, że paczka przeleżała na poczcie kilkanaście dni. Urzędniczka nie była pewna, więc odesłała nas do Urzędnika numer 11 który wyliczył, że mamy zapłacić kolejne 150 funtów. Mój zdecydowany i poparty gestykulacjami protest spowodował, że wylądowaliśmy u Kierownika sali (Urzędnik numer 12), który w swej łaskawości złagodził wyrok do 30 funtów. To spotkało się z protestem Urzędniczki numer 10, która zażądała 60 funtów, więc sprawa raz jeszcze wylądowała u Urzędnika numer 12, który uprawomocnił swój poprzedni wyrok (30 funtów). Potem należało się już tylko udać do Urzędniczki numer 7, zapłacić owe 30 funtów i paczka była już w naszych rękach. Zdenerwowani, ale i szczęśliwi wyszliśmy z tego wspaniałego budynku – cała operacja trwała niecałe 2 godziny i 40 minut!


Szczęśliwie w domu :)

piątek, 3 kwietnia 2009

Pocztowy tor przeszkód

Kairska Poczta Główna mieści się w samym centrum miasta przy głównym dworcu kolejowym na placu Ramzesa II. Przywiodła mnie tu paczka z broszurami promującymi Polskę, które swego czasu zamówiliśmy jeszcze na Międzynarodowy Tydzień organizowany w lutym w szkole naszego Wojtka. Paczka nieco się opóźniła, ale w końcu dotarła, potem chwilę poleżała na poczcie i w końcu nadszedł czas aby ją odebrać. Paczka została wysłana na adres Ambasady RP w Kairze, ale na nasze nazwisko, więc urzędnicy pocztowi nie do końca wiedzieli, czy jest to przesyłka dyplomatyczna czy zwykła. Zacznijmy jednak od początku ...

Ze znajomym Egipcjaninem dotarliśmy na Pocztę Główną i udaliśmy się do Wydziału Przesyłek Zagranicznych Przychodzących. Jest to spora hala na IV piętrze budynku zastawiona całą masą biurek i stolików. O godzinie 9:30 rano jeszcze było tam pustawo, kilkanaście osób siedziało i rozmawiało o wydarzeniach dnia poprzedniego, ale generalnie sielanka. Biurka zaczęły się zapełniać dopiero około godziny 10-tej i jak się okazało główne zajęcie ludzi tam pracujących wiązało się z herbatą. Nie importowali jej rzecz jasna, ale za to ową herbatę przygotowywali, przenosili, słodzili, pili, a potem płukali kubki i szklanki, i zaczynali cały proces od początku. Około godziny 11-tej zakąszali herbatę jakimiś bułkami i innym pieczywem, a potem zapewnie był czas na obiad. Następnie, a w sumie równolegle w tym samym czasie, trwały niekończące się rozmowy lub ciche wytracanie czasu – to już zależało od tego, co kto lubi. Jak już pewnie zauważyliście ani razu nie padły słowa "praca" lub "pracować". Nie jest to przypadek, ponieważ Praca była chyba akurat na urlopie.



Papiery na biurkach leżały sobie spokojnie i jedynie w przypadkach wyższej konieczności zaglądano do nich wpisując jakieś adnotacje. Generalnie może jedna na dziesięć osób coś robiła.

Najbardziej „zarobieni” byli ludzie otwierający i przeglądający przesyłki. Oni faktycznie ocierali się o pracę i mieli konkretne zajęcie. W dalszej kolejności byli tragarze przewożący na wózkach co większe paczki, kolejna ruchliwa grupa to petenci, a dalej tak zwani „uczeni w piśmie”. Są to osoby, które skwapliwie przeglądają książki, broszury i płyty DVD pod kątem treści w nich zawartych. Przeglądali, niby czytali treść (na pewno czytają po polsku ;), a na koniec stawiali magiczny stempel na dokumentach. Widać, że są to przedstawiciele służb wewnętrznych, ponieważ to przecież od nich zależy czy daną przesyłkę „uwolnić lub ukrzyżować”. Na końcu łańcucha ludzi zarobionych są zwyczajni pocztowi urzędnicy, którzy wytracają czas czekając na fajrant. Najlepiej więc, gdy do kogoś zadzwoni jakiś znajomy. Wówczas osoba ta otrzymuje garść świeżych informacji, które rozpowszechnia potem wśród reszty pracowników, przez co czas mija szybciej, a rozmowy wydłużają się o kolejne minuty i godziny ...

Ciąg dalszy tutaj

środa, 1 kwietnia 2009

Odkorkowywanie Kairu

To oczywiście Prima Aprilisowy żart ;)

Władze Egiptu właśnie postanowiły, że w ramach walki z korkami w Kairze muszą zmniejszyć liczbę turystów (a wraz z nimi autobusów) przybywających do tego miasta. Nie chodzi na szczęście o zamykanie granic państwa, ponieważ turystka jest podstawowym źródłem egipskiego dochodu narodowego. Postanowiono więc wybudować repliki zabytków, które wielu turystów najbardziej przyciągają. Projekt przewiduje wybudowanie replik piramid z Gizy i Sakkary oraz podziału zabytków Muzeum Egipskiego. Piramidy mają powstać w okolicy Sharm El-Sheikh na południe od góry Sahra, przy drodze wiodącej z Suezu. Tuż obok piramid ma powstać też filia Muzeum Egipskiego, w którym zostaną wyeksponowane te zabytki, które dziś zalegają piwnice muzeum w Kairze. Same piramidy mają być konstrukcją żelbetową, która na zewnątrz będzie ulepszoną wersją oryginalnych piramid a wnętrze każdej z nich ma zostać zrekonstruowane dokładnie według oryginału.



Po ukończeniu tej inwestycji turyści będą mogli podziwiać największe zabytki Egiptu nie ruszając się poza półwysep Synaj. Jedynie Luxor i Asuan będą wymagały oddzielnej wyprawy, ale to już nie wiąże się w żaden sposób z Kairem i tutejszymi korkami na ulicach.