
Ps1. Taką koszulkę miał pan w warzywniaku, w dniu naszego powrotu do Egiptu.
Ps2. Ten post to drobny żart, bo od trzech dni prażymy się na egipskiej pustyni (o ile nie dostaliśmy jeszcze udaru słonecznego, nie uschnęliśmy z pragnienia, czy nie zginęliśmy z głodu, podczas gdy nasze jedzenie pożarły fenki). Trzymajcie kciuki za nasz szczęśliwy powrót. A za trud pisania bloga należy się oczywiście ... bakshish ;)
3 komentarze:
a cóż ty porabiasz na pustyni w taką pogodę?
To już nie mogę doczeka się kolejnwgi postu :)
A że wrócicie cali i zdrowi w to nie wątpię, bo znacie zasady panujące w kraju bakshishu ;))
Ściskam i pozdrawiam
Agnieszko, zażywamy wczasów i sprawdzamy naszą odporność temperaturową ;)
A tak na poważnie postanowiliśmy skorzystać z wolnego czwartku (Revolution Day) i faktu, że mały turysta Wojtek chłodzi się w polskich lasach i wybraliśmy bardziej ekstremalną trasę. Co ciekawe, na pustyni było trochę turystów ...
Joanno, było ciężko, ale dla takich czytelników warto wracać ;)))
Prześlij komentarz