poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Opowieści starego Kairu

(...) Tak samo stawała każdej nocy na maszrabiji, przez jej otwory obserwując ulicę. Ciekawe, że ta ulica była ciągle taka sama, a przecież czas płynął, choć bez pośpiechu. Głos kelnera z kawiarni słychać było w cichym pokoju, jak echo. Uśmiechnęła się do siebie i spojrzała ukradkiem na As-Sajida.

Jakże kochała tę uliczkę, która nie kładła się spać i czuwała w nocy razem z nią. Była jej serdecznym przyjacielem. Stojąc za okiennicami, słuchała znajomych odgłosów, które wypełniały ją całą, żyły jej w uszach. Kelnerowi nie zamykały się usta; jeden z bywalców zachrypniętym głosem komentował codziennie wiadomości dnia, bez zmęczenia, bez gniewu, inny, nerwowy, uganiał się za swoim szczęściem w grach hazardowych ...
                                                            
                                                                                     Nadżib Mahfouz „Kamal. Opowieści starego Kairu”



Spotkanie z egipską literaturą powinno zacząć się od książek Nadżiba Mahfuza, który jako jedyny Egipcjanin otrzymał Nagrodę Nobla w tej dziedzinie. Urodzony w Kairze całą swoją twórczość poświęcił Egiptowi, a Kair i poszczególne jego dzielnice odegrały w jego pracach szczególną rolę.

Trylogia „Opowieści starego Kairu” (The Cairo Trilogy) uznawana jest za jego szczytowe osiągnięcie. Jest to saga rodziny kairskiego kupca As-Sajida Ahmada Abd al-Jawada kreśląca nie tylko intrygujące i skomplikowane charaktery postaci, ale i realia życia w islamskiej części Kairu w pierwszej połowie XX wieku, kiedy Egipt walczył z okupacją angielską, a w tradycyjnym społeczeństwie arabskim zachodziły rewolucyjne przemiany i upadały uznawane przez wieki normy społeczne.

Zagłębiając się w lekturę możemy poznać życie kobiet skrywających się za maszrabijami, mężczyzn noszących tarbusze, różnice w sposobie wychowania dziewczynek i chłopców, przeżyć bunt młodego pokolenia, a nawet ... niemal posmakować tradycyjnych egipskich potraw ;)


Książki te poza ogromnym materiałem poznawczym oddają niepowtarzalny urok islamskiego Kairu, atmosferę panującą w wąskich uliczkach i lokalnych sklepach ... I choć akcja nie jest tak dynamiczna, jak w książkach współczesnego egipskiego pisarza Alaa Al Aswany, warto czasem zwolnić i dać się ponieść tym klimatom ...


Opisy i recenzje:
- Opowieści starego Kairu (Palace Walk)
- Kamal. Opowieści starego Kairu (Palace of Desire)
- Wydaje mi się, że ostatnia część trylogii – Sugar Street nie została przetłumaczona na język polski. Angielska wersja
- The Cairo Trilogy - wersja angielska w jednym tomie

Zobacz także:
Warto przeczytać
Ukradkiem ..., czyli co nieco o maszrabijach

niedziela, 30 sierpnia 2009

Sklepy na kółkach

Oazy składają się nie tylko z dużych wiosek usytuowanych obok gajów palmowych. To także samotne domy rozsiane wokół, wybudowane na kompletnym odludziu, niemal na środku pustyni. Aby ułatwić tutejszym mieszkańcom zakupy od czasu do czasu dojeżdżają do nich sklepy na kółkach.

czwartek, 27 sierpnia 2009

Wschody i zachody słońca

W Egipcie rzadko pada deszcz (zdarza się to zaledwie kilka razy w roku i pada przez około pół godziny, a ostatni raz padało bodajże w lutym), więc codziennie można oglądać wschody i zachody słońca. Godziny wschodów i zachodów słońca nabierają jednak szczególnego znaczenia w Ramadanie i to nie dlatego, że Egipcjanie stają się wówczas bardziej romantyczni, lecz ponieważ właśnie te godziny wyznaczają rytm dnia. Przed wschodem należy się najeść i napić tak, aby starczyło aż do zmierzchu, a przez cały dzień przestrzegać wielu innych nakazów, np. modlić się pięć razy dziennie w określonych godzinach (tzn. modlić należy się przez cały rok, ale w Ramadanie jest to szczególnie istotne). Aby ułatwić wiernym przestrzeganie tych zasad wiele restauracji w czasie świętego miesiąca islamu dołącza do swojego menu ulotkę z tymi informacjami oraz propozycją menu iftarowego (specjalnego śniadania-kolacji przełamującej całodzienny post).



W związku z tym mam dla was zadanie. Może to dobra okazja, aby nauczyć się arabskich cyfr, np. aby napisać nimi datę na pocztówce z wakacji. To byłoby coś i na pewno zrobilibyście wrażenienie na znajomych. Poćwiczyć można właśnie na dostępnych w Ramadanie tabelach z godzinami wschodów i zachodów słońca, a ściągawkę z cyframi znajdziecie tutaj. Dobrej zabawy!

PS. Liczby się pisze od lewej do prawej, jak w naszym systemie.

Przeczytaj także:
Wieczorna modlitwa

środa, 26 sierpnia 2009

Egipskie chodniki

Chciałam zdementować pogłoskę, że w Egipcie nie ma chodników. Są, a jakże! I to całkiem sporo. Do czego służą? – to już zupełnie inne pytanie. Na pewno nie do parkowania, na co nie pozwalają wysokie krawężniki, które utrudniają życie także pieszym. Raczej nie do spacerowania, szczególnie dla wielodzietnych rodzin, bo za wąskie i w części zajęte przez rosnące na nich drzewa. Ale za to można na nich hodować krzewy, czy kwiaty, parkować rowery ... Jest to także doskonałe miejsce na krzesła, na których w przyjemnym cieniu odpoczywają (oj przepraszam, ciężko pracują ;) bawaabi* ...

... tak więc pieszym pozostają ulice, na których na każdym kroku trabią na nich taksówki! Bo któż to widział spacerować po ulicach w Egipcie? Tak robią tylko najbiedniejsi (których nie stać na własny samochód, czy przejazd taksówką) i ... obcokrajowcy (co jest nie do pojęcia dla Egipcjan - przecież stać ich na taksówkę!)



* Bawaab – portier, czyli osoba pilnująca wejścia do budynku, czy willi. Zawód bardzo popularny w Egipcie, wymagający niewiele wysiłku (bawaabi siedzą, obserwują, czasem pomogą wnieść zakupy, czytają Koran, czy po prostu śpią na siedząco), ale i bardzo słabo płatny

Przeczytaj także:
Uwaga, krawężnik!
Taxi 1
Taxi 2

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

Kolorowy zawrót głowy, czyli o wirujących derwiszach

Powstanie religii islamskiej w VII wieku pociągnęło za sobą powstanie wielu nurtów i grup szukających jak najdoskonalszej drogi do poznania Boga. Jedna z takich grup to Sufi, którzy pojawili się pod koniec VII wieku w południowym Iraku. Ich główną doktryną jest wyrzeczenie się tego, co ziemskie i zwrócenie się ku temu, co boskie. Jest to nurt religijny bardzo zbieżny do tego, co w chrześcijaństwie głosił św. Franciszek lub też wprowadzał w życie św. Szymon Słupnik. W Sufizmie dużo jest kontemplacji, rozmyślań i pokory, ale nacisk kładziony jest także na rozwój i ekumenizm, czym Sufi znacząco różnią się od fundamentalistów.

Dążenie do jedności ze Stwórcą i kontemplacja zwróciły niektórych Sufich w kierunku tańca. Rytmiczne obroty ciała względem swej osi i wypowiadane przy tym modlitwy zdaniem Sufich wprowadzały ich w coś, co można określić jako inny wymiar rzeczywistości, oderwany i wyzwolony od spraw ziemskich. Grupa tancerzy Sufi obecna jest też w Kairze. W centrum islamskiego Kaitru, tuż przy Khan al-Khalili, w Wikali Al-Ghuriego, dwa razy w tygodniu można zobaczyć ich na scenie.


Pokaz rozpoczyna się od dość prostych układów połączonych z solowymi występami członków grupy grającej na tradycyjnych instrumentach. Wszyscy ubrani są wówczas w białe stroje. Z czasem pokaz zaczyna nabierać tempa. Stroje zaczynają wirować, na scenie pojawia się więcej tancerzy, a coraz szybsza muzyka wprowadza Sufich w trans. Ostatnim elementem pokazu jest taniec w kolorowych strojach, które wirując tworzą niezwykłe obrazy malowane muzyką. Kilku Sufich wiruje w szaleńczym tempie, podczas gdy ich stroje tworzą przepiękne mozaiki. Połączenie tańca z otaczającą mamelucką architekturą dawnego karawanseraju (zajazdu, w którym niegdyś zatrzymywały się karawany) wprowadza w naprawdę bajkowy świat.




* * *
Zobacz także:
Z notatnika Chrisa: Yalla Habibi!
Wyginam śmiało ciało
Opera Aida. Musisz zobaczyć!
 

sobota, 22 sierpnia 2009

Ramadan - dzień 1




W oddali Cytadela i meczet Mohammeda Alego

Więcej zdjęć tradycyjnie w Galerii Kronik Egipskich

czwartek, 20 sierpnia 2009

Obcy wśrod Masrów*

Uwielbiam spacerować po lokalnych rynkach, wdychać woń przypraw, warzyw i owoców charakterystycznych dla danego regionu, ale i przyjrzeć się świeżym rybom sprzedawanym z metalowych wiader i misek ustawionych wprost na ziemi, czy żywym kurom i kaczkom sprzedawanym na wagę i ważonym na wagach szalkowych. Moje ulubione rynki (bazary, jak mówią warszawiacy ;) znajdują się w samym centrum starego Kairu. Dopiero tutaj zobaczyć można prawdziwe życie lokalnych mieszkańców i ich zwyczaje. Z reguły w takich miejscach budzę lekką sensację, bo przecież nawet po 100 latach mieszkania w Egipcie nie będę wyglądać jak Egipcjanka ;). Przyjmowana jestem jednak życzliwie, choć ciągłe odpowiadanie na pytania z jakiego kraju pochodzę, czy na powitanie „Welcome to Egypt” jest trochę męczące.


Tak spokojnie było jeszcze półtora tygodnia temu

Ramadan tuż tuż, więc aby lepiej wczuć się w atmosferę przygotowań wybraliśmy się wczoraj do islamskiej części Kairu, w której sprzedawane są Ramadanowe lampy. Muszę przyznać, że gorączka przygotowań sięgnęła zenitu. Tak dzikich tłumów nie widziałam tu jeszcze nigdy, a mała uliczka z lampami, gdzie zazwyczaj leniwie toczy się życie była kompletnie zablokowana samochodami, rowerami, wozami ciągniętymi przez osły, konie czy samych sprzedawców. Nie można było nawet przejść przez ulicę, a wszelkie odgłosy połączyły się w jeden przeraźliwie głośny sygnał klaksonu. Ale stało się także coś dziwnego. Napotkani na naszej drodze Egipcjanie, jakby się umówili i wszyscy po kolei mówli nam, że „Market (w domyśle Khan al Khalili, które jest obowiązkowym punktem każdej wycieczki zwiedzającej Kair) jest po drugiej stronie ulicy”. Zdarzyło się to nam po raz pierwszy i zaczęliśmy się zastanawiać, czy może wyglądamy na ZAGUBIONYCH?


A tak było wczoraj. To zdjęcie nie oddaje jednak dramatyzmu sytuacji. Przejście na drugą stronę ulicy stanowiło nielada wyzwanie

PS. Tak sobie czasem myślę, że jedynym sposobem, aby nie wzbudzać zainteresowania lokalnych przechodniów byłoby ubranie abayi (czarnej sukni) i nikabu (zakrywającego twarz i włosy) – wówczas mogłabym bezkarnie zająć się wdychaniem woni i przglądaniem się lokalnym atrakcjom ...

*Masr – po arabsku Egipt

Przeczytaj także:
Ramadan 2008 - zakupowe szaleństwo
Wszystkie posty związane z Ramadanem

środa, 19 sierpnia 2009

Z notatnika Chrisa: Szukajcie, a znajdziecie

Niedawno pisałem o braku muzyki rockowej w Egipcie (tutaj), ale przyszedł czas na sprostowanie, z czego ogromnie się cieszę. Podczas jednej z wizyt w parku Al-Azhar zobaczyliśmy bilboard z informacją o koncertach na parkowej scenie. Sierpniowy program zatytułowano „New Blood”, co brzmiało obiecująco. Na liście były zespoły grające muzykę egipską, ale poza nimi były też grupy o nazwach „Jazz Funk Fusion”, „Baraka Band – Oriental & Rock Music” czy „10 3’arbi Band – Alternative Songs”.

Wybór był prosty – trzeba sprawdzić, czy Baraka Band jest rzeczywiście zespołem rockowym. Przed nimi zagrał kwartet spod znaku flamenco „Gipsea Band”. Całkiem przyjemna i dobrze zagrana muzyka z kilkoma dodatkami orientu, co dodawało jej dodatkowej wartości.

Po przerwie na scenie pojawili się członkowie Baraka Band. Skład zespołu jest klasyczny i minimalny – wokal, gitara, bas i perkusja. Zaczęli od piosenki, która była bardziej orientalna niż rockowa – brzmienia instrumentów były odpowiednio ciężkie, ale wokalistka śpiewała w typowo orientalnym stylu. Połączenie obu elementów nie było zbyt szczęśliwe, ale z każdą piosenką było coraz lepiej. Czuć było, że gitarzysta dużo słucha Hendrixa, a Metallica jest jednym z ulubionych zespołów wszystkich członków Baraka Band. Nam dźwięki i styl zespołu kojarzyły się nieco z TSA, T.Love czy Kazikiem, więc zrobiło się ciekawie. Wokalistka śpiewała po arabsku, dlatego zapytaliśmy sąsiada, o czym są jej teksty. Dowiedzieliśmy się, że opowiada głównie o życiu w Egipcie, polityce, problemach, krzywdach i innych sprawach leżących Egipcjanom na sercu.

BARAKA BAND - ARABIC ROCK : FROM CAIRO EGYPT


Po koncercie przyszła chwila na rozmowę z zespołem. Zapytaliśmy, gdzie możemy kupić ich płytę, ale okazało się, że w Egipcie nie żadnej wytwórni zainteresowanej tego typu muzyką. Słowo „underground” pasuje do nich idealnie, ponieważ wielu ludziom posiadającym władzę takie zespoły nie przypadły do gustu. Lepiej jest śpiewać o miłości („habibi”), słońcu i wodzie, czy wietrze na pustyni. W Egipcie są także inne (choć nieliczne) zespoły grające rocka – tworzą one swego rodzaju podziemie muzyczne.

Tak więc pojawiło się światełko w tunelu muzyki rockowej na Bliskim Wschodzie. Okazało się, że są młodzi ludzie, którzy chcą tworzyć taką muzykę, i którzy oddaliby wszystko aby choć raz zobaczyć i usłyszeć u siebie w kraju Metallicę czy Pearl Jam, choć są świadomi faktu, że stanowią awangardę i że droga do powszechności rocka jest bardzo daleka. Mimo to trzymamy kciuki – może kiedyś będą mieli swój festiwal na miarę Jarocina.

Zobacz także:
Więcej utworów Baraka Band
Yalla Habibi, czyli co nieco o arabskiej muzyce

wtorek, 18 sierpnia 2009

Faceci w kapeluszach

Choć nie szata zdobi człowieka, to po stroju egipskich kobiet często można rozpoznać ich pochodzenie. Młode i raczej wykształcone Egipcjanki mieszkające w mieście zazwyczaj ubierają się jak kolorowe motyle z przepięknie upiętymi wielokolorowymi chustami na głowach (więcej). Starsze kobiety, częściej ze wsi, ubrane są głównie w czarne lub ciemne powłóczyste szaty i nie rzadko mają chusty luźno opadające na ramiona, zapięte pod szyją. Kobiety z Oazy Siwa mają twarze zasłonięte czarnymi chustami, podczas gdy głowa przykryta jest granatową chustą we wzory charakterystyczne dla tego regionu.

Mężczyzn można raczej podzielić na takich, którzy ubierają sie współcześnie i tych, którzy noszą galabije (więcej). Ale w Oazie Dakhla są głównie mężczyźni w ... kapeluszach! Niezależnie, czy jadą na osłach, wozach, pracują w polu, czy odpoczywają w cieniu ... noszą charakterystyczne słomkowe, a raczej „palmowe” kapelusze. Dakhla słynie z wyplatania koszyków z palmowych liści i widocznie tutejsze kobiety postanowiły zadbać i o swoich mężczyzn, pozwalając im ukryć głowy przed bezlitosnym słońcem, tym bardziej że stąd już niedaleko do Zwrotnika Raka.

Przeczytaj także:
Prawda o galabiji
Modny strój na upalne lato

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Angielski? Proszę bardzo!

Mam wrażenie, że odsetek osób znających angielski jest w Egipcie znacznie wyższy niż w Polsce. Niestety w wielu przypadkach znajomość języka ogranicza się do „Hello, how are you, what’s you name, welcome to Egypt”. Obecnie jesteśmy na etapie zmiany kierowcy (ze względu na „trudne warunki na drodze” standardem jest, że pracujący tu obcokrajowcy dostają do dyspozycji samochód z kierowcą). Jednym z warunków jest, aby kierowca mówił po angielsku. I oczywiście mówią ;)

Kiedy Chris sprawdzając umiejętności językowe potencjalnego kierowcy zapytał przez telefon:
- Hello, how are you? Gdzie jesteś? Na parkingu?
Usłyszał:
- Parking? One minute! One minute!
... i kierowca w swej gotowości ruszył na parking do samochodu. Ale Chris wcale nie chciał nigdzie jechać ...

niedziela, 16 sierpnia 2009

Samotna wyprawa Chrisa, czyli marzenie o wodospadach

Kiedyś pisaliśmy o kanionie, który znajduje się na południowo-wschodnim krańcu Kairu przy dzielnicy Wadi Degla (więcej). Spacerowaliśmy tam już wielokrotnie, ale jeszcze nigdy nie dotarliśmy do jego końca. Folder informacyjny rozdawany przy wejściu głosi, że drugi koniec kanionu znajduje się 14 km dalej więc jest to spory kawałek drogi, tym bardziej że trzeba jeszcze ... wrócić.

Wyprawa rozpoczęła się o 8:00 rano, aby jak najwięcej przejść zanim słońce będzie w zenicie. Kanion w Degla jest bardzo szeroki i musiało nim kiedyś przepływać do Nilu sporo wody z okolicznego terenu. Dziś to już tylko wspomnienie: rzeki wyschły, dookoła rozgościła się pustynia, a z żywych organizmów, które tu można spotkać pozostały nieduże i sporadycznie spotykane krzewy, a w nich jaszczurki. Są jeszcze ptaki, które w ścianach kanionu znalazły naturalne drobne dziuple i tam się zadomowiły. Ich śpiew dochodzący z kamiennych dziupli sprawia, że czasami wydaje się, iż ściany wąwozu śpiewają.



Po ponad 2-ch godzinach marszu na niedalekim horyzoncie zarysował się budynek dawnej restauracji stojący ponad jedną z krawędzi doliny. Prawdziwa nagroda za trud przebycia 14 km znajdowała się jednak kawałek dalej. Tam ściany kanionu nagle zbliżyły się do siebie na odległość nie większą niż dwa metry. Trzeba było się jeszcze wspiąć po skałach, zakończonych niedużą pionową ścianą. Tutaj przed wieloma wiekami znajdował się wspaniały i rozległy wodospad, po którego środku woda wyrzeźbiła dodatkowy wąski kanion. Szerokość wodospadu osiągała co najmniej 80 metrów, a woda spływała z łoskotem 20 metrów w dół. Tak było tu jeszcze około 8-10 tysięcy lat temu ...



Jeszcze wspinaczka do góry, aby nacieszyć się zapierającym dech widokiem, a potem ... trzeba było wrócić 14 km z powrotem, co nogi odczuły mocno, ale najważniejsze że pradawny wodospad został zdobyty.

piątek, 14 sierpnia 2009

Handlowa niedziela, czyli ... ostatni piątek przed Ramadanem

Spacerując wczoraj wieczorem po parku Al Azhar zauważyliśmy, że jest tam dość pusto. Zazwyczaj w czwartkowe wieczory do parku ściągają całe rzesze Egipcjan spragnionych wytchnienia na zielonej trawie, w cieniu palm, przy dźwiękach relaksacyjnej muzyki sączącej się z głośników. Gdzie podziali się ci wszyscy ludzie? Szybko znaleźliśmy odpowiedź ...

Na ulicach królują już reklamy oleju, a w sklepach uginają się pod nim półki. Do rozpoczęcia Ramadanu pozostało zaledwie kilka dni, więc czas na świąteczne zakupy!

Przed jednym ze sklepów w naszej dzielnicy wystawiono ogromny stos paczek z cukrem wysoki na około 1,5 metra. Obok niego znajduje się olbrzymie stoisko z olejem, dalej w wielkich worach są jeszcze daktyle i orzechy. Wszystkich tych produktów są niesamowite ilości, które najprawdopodobniej bez większego problemu zostaną wyprzedane w nadchodzącym tygodniu.

Patrząc na te stosy kalorii, w połączeniu z szaleństwem przedświątecznych zakupów, raczej nie obawiamy się o to, że większość poszczących w czasie Ramadanu będzie chodzić głodna przed zmierzchem. Wydaje się, że największym problemem w tym roku i w latach następnych będzie niemożność ugaszenia pragnienia (Radamadanowy post obejmuje m.in. jedzenie i picie), bo temperatury na zewnątrz wciąż nieubłaganie oscylują wokół 33 stopni Celsjusza.


Ramadanowe stoiska w Carrefourze
Jeszcze dwa tygodnie temu było tu cicho i spokojnie..., choć muszę przyznać, że nigdy nie widziałam tutaj tylu sprzedawców układających towar na półkach, co właśnie dwa tygodnie temu

Przeczytaj także:
O dniach tygodnia w Egipcie
Więcej o Ramadanie
Wszystkie posty związane z Ramadanem

czwartek, 13 sierpnia 2009

Esencja miejsca – portret

Robienie portretów w podróży wydaje się prostszą sprawą. Wystarczy przecież poprosić o zgodę. Jak ktoś odmówi, przynajmniej mamy wymówkę, że się nie udało ;) Dlaczego jednak boimy się pytać?



Moje doświadczenia pokazują, że:
- działa „zasada wzajemności” – wiele młodych Egipcjanek bardzo chce mieć zdjęcie z Europejką. Nie raz chodzą za mną, próbują mi zrobić zdjęcia z ukrycia ... boją się zapytać ... lecz, gdy zapytają to ja z reguły się zgadzam (choć nie jestem pięknością i w przeciwieństwie do nich w upalne dni nich ubrana jestem raczej wygodnie i nie mam makijażu). Tak na marginesie czasami odnoszę wrażenie, że każda Egipcjanka ma już moje zdjęcie w komórce ...
Ale nie ma nic za darmo - później to na ja proszę je o pozowanie ;)

- kiedy sobie kogoś upatrzę, to pytam o zgodę. W najgorszym wypadku osoba może tylko ... odmówić. Przykładowo rok temu upatrzyłam sobie sprzedawcę wełny na lokalnym rynku. Czy nie wygląda cudnie? Dopiero zaczęłam robić zdjęcia ludziom, więc trwało dobre 10 minut „walki z myślami” zanim zebrałam się na odwagę. Odważyłam się, ale niestety sprzedawca odmówił. Cóż mogłam zrobić? Pokręciłam się jeszcze chwilę po okolicy, po czym ... sprzedawca zaczął na mnie kiwać pokazując, że chce pozować ... czyż nie warto spróbować? Przyniosłam mu także odbitki - od tego czasu został naszym "przyjacielem" i zawsze się witamy ;)



- „do ludzi po ludzku” – czy chcielibyście czuć się, jak zwierzę w zoo? Wysiada wycieczka, wszyscy z aparatami i „pstrykają, co tylko popadnie”. Warto zwolnić, porozmawiać (wystarczy znajomość zaledwie kilku słów w języku kraju, w którym jesteśmy), wykazać zainteresowanie, nawiązać więź, kupić lokalny produkt ... Wówczas potencjalnemu modelowi już znacznie trudniej jest nam odmówić. Staram się nie płacić za zdjęcia, choć w przypadku bardzo biednych ludzi zdarza mi się zostawić im kilka funtów. Wolę kupić od nich coś lokalnego (zawsze mogę mieć drobny upominek dla rodziny czy przyjaciół), a dla nich to przecież potrzebny dochód ...



- czasami stoję dłużej w jakimś miejscu, robię kolejne, setne chyba zdjęcie ramadanowych lamp i znienacka pojawia się osoba, która chce abym i ją uwieczniła. Zazwyczaj są to dzieci, ale zdarzają się także egipscy mężczyźni, którzy cieszą się okazanym im zainteresowaniem ... (w przypadku młodych Egipcjan zalecam jednak rozwagę).



... no i ważne na koniec. Jeżeli nasz model zgodził się już na pozowanie, warto zrobić
2-3 ujęcia, na wypadek gdybyśmy uchwycili grymas twarzy lub zamknięte oczy.

... to tyle ode mnie. Każdy ma przecież swoje podejście i sposoby ;)
Możecie podzielić się swoimi ...

wtorek, 11 sierpnia 2009

Esencja miejsca – zatrzymać chwilę

Nieco ponad rok temu, podczas robienia zdjęć ludzie mi przeszkadzali. (Nie)cierpliwie czekałam, aż wyjdą z kadru, aby uzyskać „czystą kompozycję”. Może zbyt czystą i sterylną ... A teraz? Znowu czekam, ale na ... ich wejście, na dobry moment, który jak najlepsza przyprawa doda aromatu do zdjęć z podróży. Odda esencję miejsc, które odwiedzam ... zapachu, którego nie da się zapomnieć ... czegoś, co trudno opowiedzieć ... w czym trzeba się zanurzyć ...



Nie mam uniwersalnych porad, jak robić zdjęcia ludziom. Każdy musi znaleźć swoją drogę. Może tylko kilka podpowiedzi, które przynajmniej mi ułatwiają to (nie)łatwe zadanie*. Egipt jest nieco trudniejszym miejscem do fotografowania ludzi, szczególnie w porównaniu z Europą, ale przy odrobinie chęci i zrozumienia innych i z tym można sobie poradzić ;)

Uchwycić moment – jakże piękny, jakże ulotny
Cóż jest bardziej charakterystycznego na trasie naszych podróży niż lokalne rynki pełne dóbr dostępnych w określonych rejonach świata. Shisha, aluminiowe garnki, przyprawy w płóciennych workach, złote ozdoby, drewniane malowane wózki z poukładanami arbuzami, czy mango ... jak łatwo poznać, o jakim rejonie piszę ... jak trudno zrobić ciekawe zdjęcie pokazujące ludzi wykonujących swoje codzienne prace ...



Warto spokojnie spacerować z przygotowanym aparatem - jak zobaczymy "moment" zazwyczaj nie ma już czasu na jego ustawianie, czy zmiany. Czasami dobrze jest poczekać, aż sprzedawca podniesie swój produkt, czy będzie wydawał resztę. Teleobiektyw zazwyczaj nie pomaga, ponieważ właśnie w tym momencie, ktoś będzie przechodził i uwiecznimy rękę, nogę lub inną część ciała na pierwszym planie. I znowu rozczarowanie ... Warto niepostrzeżenie podejść bliżej i ... odważyć się! Przy tego typu zdjęciach nie pytam o zgodę - wówczas moment minąłby bezpowrotnie. Przed wakacjami dobrze jest poćwiczyć w parku, na rynku, czy na lokalnym koncercie. Ćwiczenie czyni mistrza, choć przyznam, że czasami i mi zabraknie odwagi ...

Najciekawsze dopiero nastąpi!



Osobom szczególnie zainteresowanym tym tematem chciałabym polecić:
- wywiad z Brendą Tharp, fotografem i wykładowcą fotografii, specjalizującą się w fotografii natury i podróży.

Więcej zdjęć tradycyjnie w Galerii Kronik Egipskich

* Niepotrzebne skreślić

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Z notatnika Chrisa: Yalla Habibi!

… czyli po angielsku: „c’mon baby”! - tak mogłaby się zaczynać arabska Rock’n’Roll’owa piosenka gdyby tylko Rock’n’Roll istniał w tym obszarze świata. Dotychczas nie szukaliśmy jakoś bardzo mocno, ale lokalnego Rock’n’Rolla nie znaleźliśmy. To co wydobywa się z lokalnych radiowych głośników jest jedną z trzech opcji:

1. muzyka bardzo tradycyjna, którą przełożyć można na grunt europejski jako bardzo tradycyjny folk (nie mylić z folkiem irlandzkim, a raczej porównać do przyśpiewek ludowych),



2. muzyka, której gatunek nazywamy „Habibi”, czyli coś co jest połączeniem stylu arabskiego z zachodnim popem. Miłe dla ucha, ale to jednak pop,



3. muzyka zachodnia (czyli euro-amerykański Rock i Rock’n’Roll), w wydaniu oryginalnym, zachodnim i dostępny w jednej i to anglojęzycznej stacji radiowej w Kairze.

Nasuwa się pytanie; czy to dobrze, czy też źle, że w tej części świata muzyka tradycyjna i ludowa jest tak bardzo popularna. W Europie podobnie było jeszcze około 60 lat temu, ale później młodzi nie wytrzymali i zaczęli słuchać nowej muzyki będącej przyspieszonym blues’em, radia Luxemburg, a w naszym kraju w końcu powstał Program 3 Polskiego Radia. Powstały młode lokalne zespoły i nikt nie potrafił już sobie wyobrazić świata bez Rock’n’Rolla. Pomyślcie sobie, o ile ubożsi bylibyśmy dzisiaj bez tego, co dali nam przed laty tacy jak The Rolling Stones, Beatlesi i Led Zeppelin, w Polsce Republika czy T.Love, a w USA oczywiście nieśmiertelny Elvis czy Bob Dylan.

W moim mniemaniu Bliski Wschód przespał swoją szansę na rozwój muzyki i przejście od prostej muzyki plemion pustyni do bardziej skomplikowanych akordów. Nie twierdzę, że muzyka plemion jest zła, ale jest ona raczej jednym z etapów muzycznej ewolucji społeczeństw i musi być taka a nie inna.

Minięcie się Bliskiego Wschodu z Rock’n’Rollem może wynikać z poziomu rozwoju cywilizacyjnego, na którym ten region znajdował się 60 lat temu – brakowało otwartości na przyjęcie nowej muzyki, która dodatkowo kojarzyła się nierozłącznie z Ameryką, a Ameryka jak powszechnie wiadomo, nie ma tu najlepszych notowań …

***
Zobacz także:
Szukajcie, a znajdziecie, czyli ... rock w Egipcie
Mieszanka jazzu z egipską muzyką, czyli koncert Mohameda Sawwaha

czwartek, 6 sierpnia 2009

Nadgorliwy ... idzie na dłuuugi spacer :)

Generalnie robienie zdjęć w Egipcie nie stwarza większych problemów, o ile turysta zachowuje się taktownie. Ale jak się okazuje robienie zdjęć ze statywem może powodować pewne turbulencje. Tam, gdzie za statyw (a raczej za prawo do korzystania z niego) trzeba zapłacić, tam sprawa jest prosta. Gorzej, gdy reguły nie zostały jasno określone.

Rano wybrałam się do meczetu Ibn Toloun’a i zaczęłam wyciągać statyw. Od razu zjawił się pan z ochrony i przyglądał się z uśmiechem na twarzy, ale ... chwilę potem pojawił się Lokalny w galabiji i zaczął rozmowę:
- „Teskarta!” (Bilet!)

Biletu nie miałam, bo za wtęp do tego meczetu się nie płaci. Pan oczywiście mówił tylko po arabsku, więc zaczął na migi: „Aparat – tak, statyw – nie!”. No ale dlaczego nie można korzystać ze statywu, skoro zdjęć „z ręki” można robić do woli? Potrzebna była pomoc Tłumacza. Okazało się, że na statyw trzeba mieć bilet (to rozumiem), ale ... i tu był pies pogrzebany ... bilet trzeba kupić w meczecie Sułtana Hassana, oddalonym spory kawałek drogi.

Zbytnio się nie przejęłam, i ze stoickim spokojem powiedziałam:
- „Mafish mushkila (nie ma problemu). Jak zrobię zdjęcia, to pójdę po bilet.”
- „Ale nie, nie ... bilet musi być teraz!” – oponował Lokalny.

Tłumacz przyszedł mi z pomocą. Wziął ode mnie o 20 funtów i poprosił Lokalnego o przyniesienie biletu, a ja zajęłam się zdjęciami. Trochę trwało zanim Lokalny wrócił z biletem, niezbyt szczęśliwy że odbył taką wędrówkę w pełnym słońcu (!). Niezbyt zadowolony podał mi bilet i zaczął narzekać na dłuuugą drogę. Uśmiechnęłam się więc do niego szeroko i powiedziałam „Shukran” (dziękuję). Lokalny zapewne liczył na więcej, niż wielki uśmiech, ale cóż ... nie ja wysłałam go na spacer.

PS. Normalnie zapewne dałabym mu baksheesh, ale była to już druga przygoda ze statywem tego dnia ...

środa, 5 sierpnia 2009

Świątynia prawie egipska

Kiedy przemierzaliśmy wzdłuż i wszerz oazę Dakhla, dotarliśmy do dość nietypowej świątyni. Dziś ludzie nazywają to miejsce Dair Al-Hagar. Wytrwali turyści, aby tu dotrzeć, muszą najpierw pokonać bezdroża. Ze świątyni zachowało się główne pomieszczenie, częściowo zrekonstruowane 14 lat temu. Dodatkowo pokrywający to miejsce przez stulecia piasek pozwolił zachować część murów zewnętrznych i wiele kolumn dziedzińca. Na murach świątyni królują płaskorzeźby i hieroglify typowe dla starożytnego Egiptu. Jest w tym wszystkim jednak małe oszustwo lub może zagadka. Otóż świątynia nie jest taka starożytna, ponieważ zbudowano ją w drugiej połowie pierwszego wieku naszej ery. Co ciekawe, zbudowana została na polecenie Rzymian, za czasów cesarza Nerona i co jeszcze ciekawsze, poświęcona była egipskim bóstwom. Imię Nerona i trzech jego następców zapisano w formie hieroglifów (kartuszy) na ścianach budynku.





Świątynia jest też dobrze widoczna na internetowych mapach satelitarnych (N25°39'52,98"; E28°48'47,99").

Przeczytaj także:
Na początku było słowo, czyli trochę o hieroglifach
Dawnym szlakiem karawan, między oazami Farafra i Dakhla

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Cyfry, arabskie?

W szkole uczono nas, że są cyfry arabskie i rzymskie. Arabskimi posługujemy się na co dzień, np. zapisując godziny czy numery telefonów. Widząc jednak w kraju arabskim cenę „O,OO” zaczynamy się zastanawiać, o co tutaj chodzi? Czyżby wyprzedaże sięgnęły zenitu i wszystko rozdawane było za darmo? Nic bardziej mylnego „O,OO”, to po arabsku „5,55”.




Okazuje się, że używane w krajach arabskich cyfry znacznie różnią się od znanych nam „cyfr arabskich”. Cyfry stosowane w systemie dziesiętnym pochodzą z Indii,
a w średniowieczu rozpowszechnili je Arabowie (stąd nazwa). Wygląd cyfr w Europie ewoluował jednak w inną stronę, niż wygląd tych samych znaków w krajach islamskich,
a cyfry w krajach arabskich bliższe są swoim indyjskim pierwowzorom.




Tabliczki z cenami produktów nie są w Egipcie powszechne, szczególnie w miejscach turystycznych, gdzie ceny są negocjowane,
ale ... w lokalnych sklepach, czy w Carrefourze umiejętność przeczytania ceny lub daty przydatności do spożycia (!) jest już bardzo przydatna. Dlatego przyjeżdżającym do Egiptu szczególnie polecam „lekturę” tablic rejestracyjnych. Zazwyczaj obok lub pod arabskimi cyframi znajdują się ich europejsko-arabskie odpowiedniki. Pomimo, że cyfr jest zaledwie dziesięć i niektóre są analogiczne,
jak w naszym systemie muszę przyznać, że na początku jest to niezła gimnastyka :)

niedziela, 2 sierpnia 2009

Na pustynię? Beze mnie?

Mały turysta Wojtek jest wielkim fanem przygód Scooby Doo, piramid i wypraw na pustynię. Obecnie chłodzi się gdzieś w polskich stronach. Jak usłyszał, że właśnie wróciliśmy z pustyni, to z oburzeniem i rozczarowaniem w głosie zapytał:
- Jak to? Beze mnie?
Próbowaliśmy mu spokojnie wytłumaczyć, że na następną wyprawę pojedziemy razem.
- Dobrze – odpowiedział. Pojedziemy tego samego dnia, co wrócę do Egiptu. A jak wrócę wieczorem, to pojedziemy w nocy!

sobota, 1 sierpnia 2009

Karawana idzie dalej

Dawnymi czasy, kiedy konie mechaniczne i machiny latające pozostawały jeszcze w sferze marzeń Leonarda da Vinci, karawany wielbłądów przemierzały Saharę przewożąc wszelkie dobra pomiędzy miastami i oazami, łącząc tym samym kraje leżące wokół wielkich piasków. Na tak zwanej pustyni zachodniej Egiptu rozsianych jest kilka oaz, które dziś łączy dość dobra asfaltowa droga. Nasza wyprawa miała za cel przebycie pustyni pomiędzy oazami Farafra (N27° 3'35”; E27°58'11”) i Dakhla (N25°41'39”;
E28°53'02”) poruszając się dawnym szlakiem karawan wiodącym wprost z jednej oazy do drugiej. Jest to odległość około 180 km i jest o 100 km krótsza niż obecna droga asfaltowa pomiędzy tymi oazami, która wiedzie wokół gór.

Mapa Gerharda Rohlfsa z 1873-74 r.
dzięki uprzejmości Petera
z International Hot Spring Hotel
Cała mapa

Nasza mapa Google z wyprawy





Z Farafry, po zatankowaniu samochodu i uzupełnieniu chłodnych napojów, ruszyliśmy na południowy wschód, dotarliśmy do ostatniego źródła o nazwie Dikka (N26°54'3,13"; E 28°15'0,31") i rozpoczęliśmy przeprawę w stronę oazy Dakhla. Droga wiedzie po czarnym piasku doliny odgrodzonej od reszty świata nieskończenie długimi jasnożółtymi wydmami. Jedzie się niemal, jak w korycie rzeki tyle, że wody nie uświadczy się tu ani kropli. Tak przejechaliśmy ponad 120 km, aby dotrzeć do Marmurowego Labiryntu. Tam nasz samochód przeżywał bardzo trudne chwile – Marmurowy Labirynt pełen jest ostrych, pofałdowanych skał, które przejeżdża się tylko wyznaczonymi trasami. Przejazd wymaga olbrzymiej wprawy od kierowcy oraz tak samo wielkiej wytrzymałości od samochodu i jego opon. Zdarza się, że gubi się szlak i wówczas trzeba przedzierać się przez skały na przełaj.

Na szczęście labirynt miał tylko(!) około 30 km, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność (N25°52'25"; E28°47'37"). Wreszcie dotarliśmy do Krainy Wielkich Dolin - obszaru wielu pagórków o łagodnych zboczach, połączonych niekończącymi się dolinami. Widoki zapierają dech i sprawiają wrażenie, jakby za chwilę gdzieś zza jednego z pagórków miał pojawić się dinozaur. W końcu dociera się do potężnych kanionów
(N25°47'56"; E28°50'54"). Wszystko jest jednak nadal pustynią, nie ma tu jakiejkolwiek roślinności, ani zwierząt.





Ostatni etap pustyni wiedzie przez tak zwaną Bramę Jasmund’a (N25°46'0,43";
E28°51'7,88") nazwaną tak przez niemieckiego podróżnika Rohlfs’a, który przebył szlak karawan w 1874 roku, a ostatnią i zarazem najtrudniejszą przełęcz nazwał nazwiskiem niemieckiego konsula w Kairze, który pomógł mu tę wyprawę zorganizować. Stąd zjeżdża się ostro w dół do kolejnej doliny i nie ma już powrotu do wielkich kanionów i dolin – samochody terenowe nie dają rady z powrotem podjechać pod górę, tam radzą sobie tylko wielbłądy.

Kilka kilometrów za Bramą Jasmund’a na horyzoncie ukazały się zielone palmy oazy Dakhla – raz jeszcze się udało.











-
Zobacz także:
Jaja dinozaurów
Wieloryby na pustyni
Kamienne lasy