Jadąc do Afganistanu trudno jest sobie wyobrazić, co zastanie nas na miejscu. Ostatnie trzydzieści lat nie rozpieszczało tego kraju. Najpierw przyszli Czerwonoarmiści, potem ich miejsce zajęli Talibowie, a na koniec wojska NATO starały się pogonić Talibów, co przerodziło się w stan pewnej równowagi sił, w którym siły NATO i wojska afgańskie kontrolują miasta i kilka dróg, a Taliowie kontrolują prowincje i pozostałe szlaki komunikacyjne.
Okolice KabuluWszystkie te przypadki afgańskie mają swoje wizualne odzwierciedlenie w Kabulu. Miasto jest mieszanką szarych komunistycznych bloków mieszkalnych, klasycznych afgańskich domów parterowych, wielu ruin, wszechobecnego pyłu i ubóstwa mieszkańców. Do tego broń – każda rodzina jest wyposażona w karabiny AK47, na ulicach uzbrojeni ludzie stoją co 20 metrów, a wszystkie obiekty rządowe, siedziby lokalnych dużych firm, hotele i wille wynajmowane przez firmy z całego świata mają stałą ochronę w postaci kilku do kilkudziesięciu uzbrojonych i wyposażonych w kamizelki kuloodporne ludzi. Wille przerobione na przedstawicielstwa firm mają w środku dodatkowe systemy zabezpieczeń, wydzielone schrony oraz w korytarzach wstawione dodatkowe ścianki żelbetowe, zza których można dość skutecznie kontratakować potencjalnych napastników. Balkony obłożone są workami z piaskiem, a okna muszą być szczelnie zasłaniane po zmierzchu, aby nie kusić złego.
Talibowie pochodzący głównie z pogranicza afgańsko-pakistańskiego (reprezentujący obie te nacje) dają o sobie regularnie znać i starają się zdestabilizować kraj na wszelkie sposoby, aby móc łatwiej handlować masowo produkowanym tu opium. W tym celu dokonują przynajmniej raz w miesiącu ataku bombowego lub wysyłają kilkuosobowe oddziały, aby zaatakować jakiś obiekt w Kabulu i taki stan rzeczy potrwa tu pewnie przez wiele kolejnych lat. Co ciekawe bojownicy poza placówkami i bazami amerykańskimi lubią też atakować Hindusów, ich ambasadę i przedstawicielstwa firm, co jest koronnym dowodem na to iż Pakistan, a przynajmniej Pakistańczycy mają ogromne wpływy wśród Talibów, a pewnie też stanowią większość w ich szeregach.
Przemierzając kabulskie ulice zauważa się jeszcze jedno, a właściwie nie zauważa się … kobiet. Wszędzie są niemal wyłacznie mężczyźni. Oni handlują, kupują, dostarczają, rozmawiają, piją herbatę, … istnieją. Kobiety pojawiają się w ścisłym centrum – na szczęście większość z nich nie zasłania twarzy, a jedynie nieco zakrywa włosy.
Targ dywanówWypada jeszcze dorzucić kilka słów na temat słynnych afgańskich dywanów. Jest taki dziedziniec wśród afgańskich bloków, przy którym znajduje się kilkadziesiąt sklepów z dywanami. Wybór jest ogromny, a ceny rozpoczynają się zazwyczaj od stu dolarów amerykańskich za sztukę – wszystko zależy od tego z jakiego materiału jest zrobiony dywan – jedwabne są najdroższe oraz najbardziej delikatne i najlżejsze.
Ceny zależne są także od wielkości dywanu,każdy centymetr bieżący ma swoją cenę, oraz jego wieku - dywany z wełny nabierają dodatkowej wartości wraz z upływem lat i stopniem zużycia, poniewż stają się bardziej gładkie i miękkie. Ostatecznie cena zależy też od miejsca, w kórym dywan wyprodukowano. I tutaj jest największa różnorodność, ponieważ w samym Afganistanie dywany tka się niemal w każdej wsi, a każda wieś lub przynajmniej region ma swoją specyfikę, swój styl, odmienną kolorystkę, wzornictwo, barwniki i kilka innych cech. Sprzedawcy rozkładają przed kupującymi tuziny dywanów, od których aż mieni się w oczach. Ceny też zmieniają się jak w kalejoskopie – każdy dywan ze względu na opisaną powyżej kombinację cech jest osobno wyceniany i nie należy spodziewać się, że zostawi się tutaj mniej niż sto do kilkuset lub nawet kilku tysięcy dolarów. Targowanie się z tutejszymi sprzedawcami też jest odmienne niż na przykład w Egipcie – tutaj ceny nie są aż tak mocno zawyżane i zazwyczaj ostateczna wartość dywanu mieści się w granicach 65 do 80 proc. ceny wyjściowej.
W królestwie dywanówMiałem też wrażenie że sprzedawcy wręcz kochają swoje dywany. Nigdy sami nie wchodzą w butach do swojego sklepu, dywany rozkładają i składają delikatnie, opowiadają obszernie o specyfice każdego z nich i układają je w misterne, równe stosy prawie pod sam sufit.
Kończąc mogę tylko dodać, że i ja tam byłem i dywan kupiłem…
* * *
Z Notatnika Chrisa polecamy także:Kraina Arki PrzymierzaPiramidy Czarnych FaraonówKije do jedzenia, czyli sudańskie przysmaki