poniedziałek, 28 stycznia 2013

Z notatnika Chrisa: Słonie na równiku

Kiedyś, gdy świat wydawał się tak ogromny i daleki, prezentowane w polskiej telewizji programy przyrodnicze rodem z Afryki, Azji czy Ameryki Południowej wydawały się opowieściami o odległych galaktykach. Do tego żelazna kurtyna ograniczała ludziom możliwość zasmakowania przygód choćby w zachodniej Europie, cóż było więc mówić o innych rejonach świata.

Marzenia z lat dziecinnych pozostały jednak żywe i czasami udaje się je spełniać. Kenia, bo tam zaprowadził mnie szlak podróży, leży na afrykańskiej części równika i pełna jest parków narodowych, w których szukałem celu swej wyprawy.

Wybrałem Park Narodowy Amboseli ze względu na dwie rzeczy – z tego parku widać górę Kilimandżaro oraz jest tam mnóstwo słoni.

Kilimandżaro nie było może zbyt łaskawe tego dnia, szczególnie że rozpoczynała się pora deszczowa i szczyt góry spowity był chmurami, ale pomimo to chwilami można było dostrzec śnieżną czapę na szczycie.


Za to zwierzyny było tu pod dostatkiem. Największą populację mają zebry, które pasły się w grupach i spoglądały nieco leniwie na turystów:


Równie leniwe, ale za to o wiele bardziej majestatyczne i budząc respekt, bawoły bacznie obserwowały dwunożnych intruzów:

 
Jadynie antylopy Gnu potrafiły wykazać nieco więcej wigoru, a ich ostro zakończone rogi już z daleka informowały o zakazie zbliżania się. Co ciekawe, w języku angielskim gnu nazywana jest Wildebeest, co po przetłumaczeniu na polski, z drobnym użyciem języka holenderskiego, oznacza dziką bestię.
 
 
Strusie to płochliwe ptaki, szybko oddalały się od samochodu – nie miały wyboru, bo wokół brak było piasku, w którym mogłyby schować głowy. Ich wielkość oraz duże i solidne dzioby potrafią zapewnić im odpowiednią ochronę, a w krytycznych przypadkach szybkie i silne nogi pozwalają na szybką ucieczkę.
 
 
Nad brzegiem jaziora wylegiwały się ogromne hipopotamy, oddające się całodziennemu lenistwu wśród mokradeł pełnych soczystej trawy. Zwierzęta te obserwowaliśmy przez dłuższą chwilę, ale nie doczekaliśmy się momentu, w którym zachciałyby pospacerować.
 
 
Podobnie było z lwami – cień palm w gorący dzień zapewniał im odrobinę chłodu, przez co nie myślały nawet o przeniesieniu się gdzieś dalej. To właśnie te zwierzęta budzą w parku Amboseli największy niepokój i ostrożność. Lwy są niezwykle zwinne i szybkie, a do tego nieprzewidywalne, przez co wszyscy ludzie niezależnie, czy pracownicy, czy odwiedzający park, wolą nie drażnić tych drapieżników.
 
 
Przeciwieństwem lwów są żyrafy. Zwierzęta te są przecież ogromne i teoretycznie poza lwami nikt i nic nie jest w stanie im zagrozić. Okazuje się jednak, że są niezwykle czujne, a oczy na wysoko umieszczonej głowie bacznie obserwują okolicę. Człowiekowi pozwalają podejść może na 50 metrów, ale większego spoufalania się nie tolerują i uciekają na bezpieczną odległość.
 
I na koniec słonie, słonie, słonie ... W parku Amboseli są ich ogromne ilości i pozują do zdjęć niczym zawodowe modelki.
 
Są słonie na mokradłach

 
Słonie na tle Kilimandżaro

 
Jest ich tu tyle, że pożarły wszystkie okoliczne drzewa, do których miały dostęp, a władze parku zadecydowały o przeniesieniu części z nich do innych parków, aby zapewnić pozostałym odpowiednią ilość pożywienia i powoli odnowić drzewostan.

 
Są tu też ludzie. Masajowie mimo utworzenia parków narodowych, nadal tu mieszkają, wypasają bydło, budują swoje wioski i lawirują pomiędzy słoniami, lwami i zebrami.


W kolejnej części kenijskiej opowieści pojawi się kilka słów i zdjęć z życia Masajów (tutaj).

* * *
Zobacz także:
Kabul - dywany w mieście mężczyzn
Piramidy Czarnych Faraonów
Kącik podróżnika, czyli co warto zobaczyć nie tylko w Egipcie

sobota, 26 stycznia 2013

Około Rewolucyjne historie

Miejsce akcji: przydomowy ogród w Kairze
Czas akcji: sobota, 26 stycznia; słoneczny poranek po wczorajszych krwawych zamieszkach w Kairze.

Przyszło ocieplenie, więc zebrało nam się na wiosenne porządki w ogrodzie. Przycięliśmy róże i część krzewów przed wejściem. Tydzień temu poprosiłam naszego ogrodnika, aby uprzątnął stare liście i pozostałości naszych poprzednich porządków. „OK, Madam.” – przytaknął ochoczo, ale jak to w Egipcie bywa upłynęło kilka dni i nic się nie zmieniło.

Przypomniałam mu znowu trzy dni temu. "Bukra (jutro), Madam.” I tak minęły urodziny proroka (przecież jest święto), potem piątek (dzień wolny) i nastała sobota. A porządków, ani śladu. Więc jak zwykle zabraliśmy się sami do pracy.


Kiedy cięliśmy domagające się tego ostatnie krzewy, zaczepiły nas przechodzące Francuzki:
- Taka Rewolucja (tzn. protesty i zamieszki nie tylko w Kairze), a Wy pracujecie w ogrodzie???
Pozostało nam odpowiedzieć:
- Jakby Egipcjanie wzięli się do pracy i zamiast rzucać się kamieniami i zabijać się na ulicach, o ile lepiej by im się żyło.
- Aha – przytakując głowami ze zrozumieniem odpowiedziały Francuzki.

Godzinę później leciwa Egipcjanka w abaji i chuście na głowie, widząc jak pracuję, z ogromnym uśmiechem zaczęła się dopytywać:
- Masry? Masry? (Egipcjanie? Egipcjanie?)
- Nie Masry. Masry tak nie pracują. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą, bo ani nasi ogrodnicy nie są zbyt robotni, a poza tym zgodnie z tutejszymi obyczajami nie wypada, aby osoba, która ma ogrodników sama wykonywała taką pracę. Naruszyliśmy społeczne konwenanse.

No właśnie.  Codziennie widzę na mieście mnóstwo rąk wyciągniętych po jałmużnę, i tylko pracować nie ma komu. O ile lepszy byłby Egipt gdyby zmieniła się mentalność Egipcjan i wzięli się wreszcie do roboty. „Mesh momken!”  („Niemożliwe!”) – dużo wody musi upłynąć w Nilu, aby cokolwiek zmieniło się w tej kwestii. Ale przecież zawsze można przysiąść na ulicy i z uśmiechem wypić herbatę ...

* * *
Zobacz także:
Jak zdewastować ogród
Egipskie myślenie
... a mango zjadają nam nietoperze

środa, 23 stycznia 2013

Mulid el-Nabi, czyli urodziny proroka

Egipcjanie lubią świętować, a jako że jest to kraj zamieszkiwany przez wyznawców dwóch religii – powody do świętowania są podwójnie. I tak 7 stycznia było koptyjskie Boże Narodzenie (więcej), 18 stycznia  - święto chrztu Pańskiego, a już 24 stycznia – Mulid el-Nabi - islamskie urodziny proroka Mahometa. Już jakiś czas temu na ulicach pojawiły się świąteczne stoiska – ze słodyczami i lalkami nazywanymi arusa, czyli panna młoda.
 

Na wielu ulicach Kairu pojawiły się świątecznie ubrane lalki

Na pytanie, czy Egipcjanie w jakiś specjalny sposób obchodzą urodziny swojego proroka wielu z nich westchnęło, że kiedyś były to czasy: świętowało się hucznie na ulicach, a teraz to raczej impreza w rodzinnym gronie. Przyznam, że muszę to sprawdzić sama - często co innego słyszę od nich, a co innego znajduję w internecie i na żywo. Egipcjanie niestety niewiele wiedzą zarówno o historii swojego kraju, jak i zabytkach, nie wspominając o ich zobaczeniu na własne oczy (więcej), i często to ja ich uświadamiam, co i gdzie warto zobaczyć.

Mulid el-Nabi od wieków znany był z obdarowywania dzieci wyrabianymi z cukru figurkami: lalkami dla dziewczynek i żołnierzami lub końmi dla chłopców. Zwyczajem było, że po powrocie do domu figurki były rozpuszczane w wodzie i z tak uzyskanej masy robione były różnego typu budynie. Tradycja wyrabiania figurek prawdopodobnie pochodzi jeszcze ze starożytnego Egiptu, ale powoli zanika. Cukrowe słodycze zastępowane są słodkościami produkowanymi bardziej masowo i plastikowymi zabawkami.

Cukrowe figurki często zdobione są flagą Królestwa Egiptu, która stosowana była od czasów wyzwolenia się Egiptu z panowania brytyjskiego w 1922 do 1958 roku

 Świąteczne stoiska oferują nieprzebrane ilości i wybór przygotowanych specjalnie na tę okazję słodyczy

Typowe dla urodzin proroka słodycze wykonywane są z masy cukrowej z dodatkiem różnego typu orzechów i sezamu. 

A co z arusa? Czy egipskie dziewczynki często bawią się takimi lalkami? Okazuje się, że lalki w strojach panny młodej wykorzystywane są raczej jako ozdoby w domach. Czasami obdarowuje się nimi małe dziewczynki, ale znacznie częściej jest to przedmiot pożądania narzeczonych, które tego dnia czekają jaką piękną i okazałą „pannę młodą” i ile słodyczy przyniesie ich wybranek, aby następnie między sobą porównywać zdobycze. Tak więc arusa, podobnie jak samo wyjście za mąż, jest przedmiotem ogromnych nadziei i oczekiwań, i wielkim nietaktem jest jeżeli tego dnia narzeczony spóźnia się z wizytą u swojej narzeczonej.


Którą arusa wybrać? Jedna piękniejsza od drugiej, a niektóre jeszcze wydają dźwięki.

* * *
Zobacz także:
Pomiędzy sacrum i profanum, czyli tradycja mulidów w Egipcie
Święta, święta ponad wszystko
Kair - miasto tysiąca minaretów

niedziela, 20 stycznia 2013

Facebookowy lifestyle

Jako, że ostatnio zrobiło się tak jakoś „lajfstajlowo” (więcej), Kroniki egipskie dołączyły do Facebooka – współczesnego odpowiednika agory - miejsca spotkań i wymiany myśli dużych i małych. Zachęcam Was do polubienia strony Kronik Egipskich, bo będzie tam jeszcze bardziej „na żywo”, jeszcze więcej ciekawostek i przygód z jakże egzotycznego i fascynującego Egiptu, i nie tylko ...



A na dowód, że „Podróże to prawdziwy lajfstajl” załączam nasze zdjęcie „Byle do przodu!”, lub może „Gdzie oczy poniosą”. A może macie jeszcze lepszy pomysł na tytuł zdjęcia?

 
Więcej lajfstajlowych zdjęć polskich podróżników możecie zobaczyć na stronie Polskie Blogi Podróżnicze.

... i nie zapomnijcie polubić Kronik egipskich na Facebooku!

* * *
Zobacz także:
Quiz: Sprawdź, gdzie mieszkasz
Nil - rzeka życia
Co dziś będzie na obiad?

piątek, 18 stycznia 2013

Omańskie odkrycia

Po ponad 4 egzotycznych latach spędzonych w Kairze i okolicach, czasami wydaje mi się, że w krajach arabskich nic już mnie nie zaskoczy. A jednak ... Podróż do Omanu przyniosła kilka jakże ciekawych niespodzianek.

Życie w Omanie jest zupełnym przeciwieństwem życia w Kairze. W kraju, który zamieszkuje zaledwie 1/7 mieszkańców samego Kairu czas płynie leniwie. Cóż za miła odmiana po towarzyszącym nam na co dzień zgiełku i chaosie Kairu – miasta, które nigdy nie zasypia (więcej).


Nadal nie wiem, jak to się dzieje, że w Kairze jest tyle kurzu (więcej). Oman jest także krajem pustynnym, w wielu miejscach podobnie jak w Kairze niemal nie pada deszcz, a jednak wszędzie jest czysto, a kurzu ... ani śladu.


Zastanawia mnie także, ile meczetów jest w Omanie (a jest ich mnóstwo, często jeden przy drugim) i ilu mężczyzn (kobiety zazwyczaj nie modlą się w meczetach) przypada na jeden meczet. Przy tak małej liczbie mieszkańców kraju (2,7 miliona) okazuje się, że meczety stają się miejscami niemal prywatnymi – w jednym z meczetów w Maskacie podczas wieczornej modlitwy było zaledwie 6 mężczyzn, a następnych kilku poszło do meczetu obok.

Oprócz trzech widocznych na zdjęciu mężczyzn w meczecie tego wieczora modliło się zaledwie trzech innych

Jako, że najlepiej stołować się w miejscach, gdzie jedzą lokalni wybraliśmy się do „Fast Food and Juice Center” przy Cornische w Mutrah (w dzielnicy Maskatu). Wybór świeżych soków rzeczywiście świetny, ale jedzenie typu fast food zawsze pozostanie fast foodem. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy do frytek i burgerów z głośników popłynęła ... muzyka poważna. Dalsze śledztwo w tej sprawie wykazało, że rządzący od 40 lat Omanem Sultan Quabus, któremu Oman zawdzięcza swój rozkwit,  jest wielkim miłośnikiem muzuki poważnej. Widocznie z sułtana zamiłowania przeszły na lud. Jedna z omańskich radiostacji od rana do wieczora  serwuje muzykę poważną i można w niej usłyszeć także polskie opery.

A skoro już o jedzeniu mowa, to w bardzo popularnych tutaj coffeeshopach sewuje się herbatę z mlekiem, kardamonem i cukrem. Można ją wypić, ale nie została ona naszym omańskim przysmakiem. Co więcej po takim słodkim ulepku dalej chce się pić, a jako że za chwilę byliśmy na stacji Shell tu także poprosiłam o herbatę. I dostałam ... gorącą omańską herbatę z mlekiem, kardamonem i cukrem. Takie 4 w jednym, z automatu do gorących napojów, czekające jedynie do nalania do kubka. O zwykłej herbacie mogłam jedynie pomarzyć. Co kraj to obyczaj.

* * *
Zobacz także:
Kraina Sindbada Żeglarza
Baśnie 1000 i jednej nocy
Wszystkie posty związane z Omanem


środa, 16 stycznia 2013

Pulp Fiction po egipsku

To mógłby wymyślić jedynie Quentin Tarantino ...

Wyobraźcie sobie, że jesteście kierowcą eleganckiego BMW, jedziecie ulicą dużego miasta i za późno zauważacie dziurę w asfalcie. Aby nie narobić sobie kłopotów mocno naciskacie pedał hamulca, gwałtownie zwalniając. No i dalej oczami jednego z przechodniów historia toczy się następująco:

BMW hamuje gwałtownie, za BMW z piskiem opon hamuje Jeep Cherokee, ale udaje mu się i nie uderza w BMW. Niestety za Jeepem jedzie taksówka, która uderzając w Jeepa masakruje sobie maskę samochodu. Jeep wychodzi ze zderzenia niemal bez szwanku, rusza do przodu i zatrzymuje BMW, aby uświadomić jego kierowcę o całym zdarzeniu. Całą sytuację bacznie obserwuje oficer policji (oficerski mundur i dystynkcje są widoczne z daleka), który podchodzi do trzech kierowców prowadzących ożywioną dyskusję. Kierowca taksówki jest strasznie nerwowy, krzyczy i gestykuluje, żądając od kierowcy BMW pokrycia kosztów naprawy swojego samochodu. Kierowca BMW nie jest skłonny do zapłaty, ponieważ jechał pierwszym samochodem i nie poczuwa się do winy. Policjant próbuje uspokoić taksówkarza, ale ten gwałtownym ruchem odpycha policjanta na bok, argumentując że to nie jego sprawa. Policjant grzecznie odsuwa się, a taksówkarz wykonuje „telefon do przyjaciela”. Przyjaciel, a właściwie grupa przyjaciół taksówkarza, pojawia się po kilku minutach z nożami i pałkami – pozostali dwaj kierowcy biorący udział w zajściu mocno bledną, a jeden z nich, kierowca BMW zaczyna biec uciekając przed potencjalnym linczem. Część „przyjaciół taksówkarza” biegnie za uciekającym, a część zaczyna masakrować jego samochód. Zostają wybite wszystkie szyby, przecięte koła, rozbita karoseria – słowem z eleganckiego dotąd BMW pozostaje wrak samochodu. Kierowca BMW zostaje w międzyczasie złapany i pobity. Krwawiącego człowieka prowadzą z powrotem na miejsce stłuczki – policja nadal nie reaguje. Tymczasem kierowca rozbitej taksówki domaga się też zdemolowania Jeepa, jako że to przecież w niego uderzył. Na szczęście dla Jeepa (i jego kierowcy) przywódca grupy taksówkarzy ma jeszcze odrobinę rozsądku i każe kierowcy Jeepa natychmiast odjechać. Kierowca rozbitej taksówki nie uczuje się usatysfakcjonowany i próbuje jeszcze wyładować emocje i na do widzenia, kopniakiem niemal urywa boczne lusterko Jeepa. W międzyczasie kierowca BMW godzi się na wszystko, w tym na pokrycie wszelkich kosztów, byle tylko ujść z życiem. Tej krwawej scenie ze spokojem przygląda się oficer policji ...

Myślicie, że to scena z nowego „Pulp Fiction”? Niestety nie, to zdarzyło się naprawdę - wczoraj w Kairze o godz. 8.00 wieczorem (czyli w kairskich godzinach szczytu) na ruchliwej, jednej z głównych ulic jednej z większych dzielnic.

* * *
Przeczytaj także:
Bliskie spotkania drugiego stopnia
Z notatnika pustynnego kierowcy
Quiz: Sprawdź, gdzie mieszkasz

czwartek, 10 stycznia 2013

Bo podróże to prawdziwy Lajfstajl!


Podróże są poniekąd stylem życia, bo kto raz w nich zasmakował porzuci bezpieczną przystań, ciepłą kołdrę, a nawet sprzeda lodówkę, by w tym stylu poznawać świat, wciąż dalej i dalej ... Tylko, czy o taki „Stajl” chodziło twórcom kategorii „Lifestyle” największego polskiego konkursu na „Blog Roku”, którzy zlikwidowali kategorię "Podróże i szeroki świat" i włączyli blogi podróżnicze do lajfstajlowej kategorii? Czy można w jednej kategorii porównywać styl backpackera czy autostopowicza, który za ostatnie pieniądze przemierza świat i odkrywa nieznane z Wielkim Światem Mody i Stylu (przez wielkie S), kreowanym przez szafiarki, faszynistki, wnętrzarzy, czy ikony mody? Czy oba te światy są porównywalne?

Oczywiście możliwe są podróże w Wielkim STYLU – od hotelu 5* do nawet hotelu 7*, tylko czy o takim STYLU piszą blogowi podróżnicy?

Pozostaje nadzieja, że w przyszłym roku Kapituła Konkursu na "Blog Roku" pójdzie po rozum do głowy i przywróci kategorię „Podróże i szeroki świat”.

Tymczasem życzę powodzenia w konkursie obieżyświatom, którzy zdecydują się na konkurowanie swoim podróżniczym stylem ze „Stajlem” Wielkiego Świata Mody i Pięknych Wnętrz!

PS. A swoją drogą ciekawe dlaczego organizatorzy użyli angielskiej nazwy „Lifestyle” zmiast „styl życia”. Czyżby znowu powiało Wielkim Światem?

Szczegóły akcji „Bo podróże to prawdziwy Lajfstail!”

* * *
A oto, zaledwie kilka kilka przykładów, jakie Stajlowe życie można mieć w Egipcie, jeżeli tylko odważymy się na opuszczenie 5* hotelu all inclusive. I dla takich momentów i miejsc warto podróżować!

Przejażdżka na rączym rumaku

Zakupy w Centrum Handlowym (w jednym ze sklepów z wyrobami szklanymi w Mieście Umarłych)

Więcej przykładów stajlowego życia dostarcza lektura tego bloga.

* * *
Zobacz także:
Blog roku 2009 - Chwila prawdy

środa, 9 stycznia 2013

Wczasy po sezonie

Jest taki kraj, gdzie czas płynie wolniej, spokojniej ... Gdzie nikt się nie spieszy, a w ciągu dnia trudno jest spotkać przechodnia na ulicy. Gdzie życie zamiera koło południa. Popołudniowa sjesta przynosi kompletną ciszę i spokój. Wszystkie sklepy zamknięte – pozostaje pomarzyć o dobrym obiedzie i poczekać do otwarcia restauracji, późnym popołudniem. Miasta i miasteczka wracają do życia dopiero po zachodzie słońca.

Nadmorskie Sur. W południowym słońcu trudno jest spotkać jakiegokolwiek mieszkańca, czy turystę

W forcie Dżebrin, jak w całym Omanie, leniwie płynie czas

Jest taki kraj o powierzchni niemal równej powierzchni Polski, który zamieszkuje zaledwie 2,7 mln. obywateli. Kraj, w którym jeszcze 30-40 lat temu wiele osób mieszkało w domach z cegły mułowej lub liści palmowych,  który miał zaledwie 10 km utwardzonych dróg, a w którym dziś ... wszyscy jeżdżą po doskonałych drogach luksusowymi samochodami, głównie w białym kolorze.

Jeszcze 30-40 lat temu życie toczyło się w opuszczonych dziś domach z cegły mułowej
 
Dziś tradycja i nowoczesność przeplatają się na każdym kroku

Jest taki kraj gdzie stare forty i wieże od wieków strzegą wejść do portów i dawnych szlaków handlowych, którymi dawniej przewożono głównie kadzidło i miedź. Kraj, który od wieków kontrolował szlaki handlowe między Azją, a krajami Morza Śródziemnego. Kraj, który w czasach swojej świetności rozciągał swe wpływy od Iranu i Pakistanu, aż do Zanzibaru.

Fort w Nizwa, pełnił strategiczną rolę stojąc na skrzyżowaniu szlaków karawan

System rozlokowanych na wzgorzach fortyfikacji, górujący nad Maskatem, bronił wejścia do portu

Jest taki kraj, gdzie ocean spotyka góry i pustynie. Kraj, o bardzo długiej linii brzegowej z pięknymi piaszczystymi plażami, zielonymi dolinami i malowniczymi górami. Gdzie piękno krajobrazu niemal nie jest zakłócane obecnością człowieka.  Są takie plaże, do których wracają zielone żółwie, pokonując nawet 2,6 tysiąca km, by znieść jaja w miejscu, gdzie się urodziły.
 

Jest taki kraj, gdzie w zimie panuje piękne słoneczne lato, a latem temperatury nieznośnie przekraczają 40 stopni Celsjusza. Zimą jest tu szczyt sezonu turystycznego – przyjeżdżają turyści spragnieni słońca i pięknych widoków. I choć jest to szczyt sezonu i trudno znaleźć wolne miejsce w hotelu, to turystów jest wciąż tak mało, że trudno ich spotkać. Aż chciałoby się powiedzieć „Nuda ... brak akcji ... nic się nie dzieje ... jak w polskim filmie”. Oman - wspaniały kraj na zimowe, lecz jakże piękne letnie wakacje.

Opuszczona wioska w okolicy Al Hamra

Nad oceanem



* * *
Zobacz także:
Kraina Sindbada Żeglarza
Abidżan – miasto zieleni i nietoperzy
Wakacje w Paryżu
Kącik podróżnika